Uczta,
którą organizowano z okazji Nocy Duchów, była jedną z najbardziej wyczekiwanych
okazji przez uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Chociaż tym
razem ta uroczystość ciągnęła się w nieskończoność. Być może dlatego, że to już
druga tak wystawna i patetyczna ceremonia w ciągu dwóch dni i nic, ani
niesamowici goście z dalekich stron, ani nadzwyczajne potrawy nie sprawiały, że
Leila Black zapałałaby jakąkolwiek ekscytacją względem tego, co działo się
dookoła niej.
Leila Black
była czternastoletnią dziewczyną o bujnych czarnych włosach, które spływały po
ramionach, formując się w długie, lśniące loki, tym razem związane w wysoką
kitkę, by nie przysłaniały bladej twarzy. Kolor jej skóry kontrastował z
czerwonymi, pełnymi ustami, naturalnie wykrzywionymi w delikatny uśmiech, i
czarnymi, błyszczącymi wesoło oczami, które bystro spoglądały na to, co działo
się dookoła. Leila była wysoką, zgrabną dziewczyną, można było już u niej dostrzec
wyraźne zarysy kobiecych kształtów, a w każdym jej ruchu wybrzmiewała wrodzona
gracja i pewność siebie. Panna Black nie należała do osób pospolitych, miała
niewątpliwy dar do zdobywania wiedzy, odznaczała się ambicją i wytrwałością w
dążeniu do wyznaczonych sobie celów, z łatwością przychodziła jej nauka i nie
musiała się trudzić o to, by zostać przez innych dostrzeżoną. Jednak jej
zachowanie często pozostawiało wiele do życzenia. Była bardzo charakterną
dziewczyną, która zdecydowanie wiedziała czego chce, czasami nieco pyskatą,
odrobinę za bardzo wyniosłą i sarkastyczną. Każda jej wypowiedź wręcz ociekała
ironią, często bywała bezczelna, przez co określano ją mianem zadziornej.
Trzymała wszystkich na dystans, chociaż i tak niewielu próbowało się z nią
zaprzyjaźnić, mimo że wzbudzała niemałe zainteresowanie. Co było tego powodem?
Charakter, wygląd, a może owiane tajemnicą nazwisko?
Leila
sapnęła znudzona i zaczesała kilka niesfornych kosmyków za ucho. Ogólne
podniecenie i wyczekiwanie nie udzielało jej się w żadnym stopniu. Cała ta
szopka związana z Turniejem Trójmagicznym, delegacjami z Beauxbatons i
Durmstrangu oraz Czarą Ognia niespecjalnie ją ruszała. Chociaż musiała
przyznać, że przez długi czas nie zapomni widoku Weasleyów z długimi,
majestatycznymi brodami, które sobie sprawili, gdy próbowali wrzucić swoje nazwiska
do Czary. Oj tak, będzie im wiecznie wypominać ten nieudany wyskok… Jednak
obecność Francuzów przy stole Krukonów potwornie ją irytowała, a już zwłaszcza
ta wila, Fleur Delacour, która wręcz zamiatała swoimi długimi włosami podłogę,
wdzięcząc się do wszystkich facetów z Michaelem Cornerem na czele. Black
rozejrzała się po Wielkiej Sali, z zażenowaniem obserwując, jak wszyscy
nadwyrężają sobie szyje, zaglądając Dumbledore’owi do talerza i sprawdzając czy
już nadszedł ten czas, kiedy to dowiedzą się, kto będzie reprezentował każdą ze
szkół w turnieju.
W końcu
talerze zalśniły czystym złotem i wszyscy zaczęli między sobą rozmawiać w
podnieceniu. Leila odetchnęła z ulgą. Nie wyczekiwała tego momentu, pragnęła
tylko, by ta uczta już się skończyła. Naprawdę nie interesowało jej to, kto
zostanie wytypowany, nie znała nikogo z Beauxbatons ani z Durmstrangu, no
oprócz Kruma, którego znali wszyscy, więc nie miała komu kibicować… A
reprezentant Hogwartu, cóż… Warrington, Johnson, Diggory, czy to jakaś różnica?
Ważne, żeby ta szopka się już skończyła. Dumbledore podniósł się z krzesła.
Siedzący po jego bokach profesor Karkarow i madame Maxime wydawali się równie
spięci i podnieceni jak wszyscy. Ludo Bagman uśmiechnął się i mrugał do
niektórych uczniów. Pan Crouch natomiast sprawiał wrażenie, jakby go to
wszystko niewiele obchodziło, a nawet jakby się trochę nudził. Chociaż ktoś czuje to co ja, pomyślała
Leila, przyglądając się szefowi Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów.
— Czara jest już prawie gotowa, by
dokonać wyboru — rzekł Dumbledore. — Myślę, że to jej zajmie jeszcze minutę.
Kiedy zostaną ogłoszone nazwiska reprezentantów, proszę, by tutaj podeszli,
przemaszerowali wzdłuż stołu nauczycielskiego i weszli do przylegającej
komnaty, gdzie otrzymają pierwsze instrukcje.
Dyrektor
wyjął różdżkę i machnął nią szeroko, a natychmiast pogasły wszystkie świece z
wyjątkiem tych w wydrążonych dyniach. Czara Ognia była teraz najjaśniejszym
punktem w całej sali; bladoniebieskie płomienie pełzające nad krawędzią naczynia
prawie oślepiały i nagle poczerwieniały. Buchnęły iskry. W następnej chwili z
czary wystrzelił długi język ognia, z którego wyleciał nadpalony kawałek
pergaminu. Rozległy się zduszone okrzyki.
— Reprezentantem Durmstrangu będzie…
— przeczytał mocnym, czystym głosem — Wiktor Krum!
— Żadna niespodzianka — mruknęła
ponuro Leila, patrząc, jak młody mężczyzna wstaje od stołu Ślizgonów i idzie w
kierunku Dumbledore’a.
Oklaski i
wrzawa powoli zamierały. Sytuacja na nowo się powtórzyła i Czara Ognia ponownie
rozkwitła czerwienią. Drugi kawałek pergaminu wyleciał w powietrze.
— Reprezentantem Beauxbatons jest
Fleur Delacour!
Większość
obecnych westchnęła z zachwytu, gdy dziewczyna wstała z gracją i odgarnęła do
tyłu srebrno—blond włosy. Kilka innych dziewcząt zalało się łzami i szlochały
głośno z głowami ukrytymi w ramionach. Kiedy Fleur zniknęła w bocznych
drzwiach, w ślad za Krumem, napięcie w Wielkiej Sali wzrosło do granic
możliwości. Teraz przyszedł czas na reprezentanta Hogwartu…
I ponownie
zaczerwieniły się płomienie, i znowu buchnął snop iskier, język ognia
wystrzelił w powietrze, a Dumbledore pochwycił trzeci kawałek pergaminu.
— Reprezentantem Hogwartu jest
Cedrik Diggory!
Ryk przy
stole Hufflepuffu był ogłuszający. Wszyscy Puchoni zerwali się na równe nogi,
wrzeszcząc i tupiąc, kiedy uśmiechnięty Cedrik ruszył ku komnacie za stołem
nauczycielskim. Wiwaty dźwięczały jeszcze długo, aż do momentu, gdy Dumbledore
ponownie zabrał głos. Leila jednak nie skupiała się na słowach dyrektora.
Ciągle przyglądała się czarze, która nagle ponownie zabarwiła się na czerwono i
wyrzuciła jeszcze jeden kawałek pergaminu. Dumbledore machinalnie złapał papier
i wyciągając go przed siebie, wytrzeszczył oczy. W całej sali zapadła cisza,
której nikt nie śmiał przerwać. A potem dyrektor odchrząknął i przeczytał:
— Harry Potter!
Leila
wyprostowała się jak struna i natychmiast zwróciła głowę w stronę stołu
Gryfonów, gdzie siedział Potter. To nie
możliwe, on nie może być aż takim kretynem! Tym razem nie było żadnych
oklasków ani wiwatów, słychać było tylko ciche, oburzone szepty. Harry wstał i
ruszył niepewnie w stronę stołu nauczycielskiego, a wszyscy śledzili każdy jego
ruch. On nie mógł tego zrobić, myślała
Leila, patrząc w ślad za Potterem, który zniknął za drzwiami.
***
Korytarz
był całkowicie pusty. Towarzyszyły jej jedynie cienie i spojrzenia ciekawskich
portretów, nikt nie zapytał jej gdzie idzie po ciszy nocnej ani kiedy wróci —
wszyscy żyli sensacją, która miała dzisiaj miejsce. Leila przystanęła w mroku,
opierając się plecami o zimną kamienną ścianę i zerkając na klatkę schodową w
oczekiwaniu na największego frajera dzisiejszego dnia.
Nie chciała
nawet myśleć o tym, co pokusiło tego faceta do zrobienia czegoś tak
idiotycznego. Nie pojmowała tego, jak mógłby to zrobić. Zresztą to w ogóle nie
było w jego stylu… A może on wcale tego
nie zrobił?, zastanawiała się Black, rozważając wszystkie możliwości. Czy znowu
ktoś chciał go załatwić? Od tylu lat nieskutecznie próbowano zabić Pottera,
może tym razem wrzucono jego nazwisko do Czary Ognia z nadzieją, że sam się
wykończy podczas jednego z zadań turnieju. W końcu Pettigrew ciągle był na
wolności i nie wiadomo, gdzie teraz przebywa, a, co gorsza nie wiadomo z kim…
— No, no, no — głos Grubej Damy
wyrwał ją z zamyślenia i spostrzegła poruszający się cień pod obrazem. — Violet
właśnie mi o wszystkim opowiedziała. Więc kto został reprezentantem szkoły?
— Banialuki — burknął chłopak. Był
mniej więcej tego samego wzrostu co Leila, raczej drobnej postury. Jego czarne
włosy sterczały w każdym kierunku, ale nie to najbardziej przykuwało uwagę, a
bystre, po prostu dobre spojrzenie zielonych niczym trawa oczu.
— Proszę, proszę… — odezwała się
Black, wychodząc z cienia i zerkając na Harry’ego spod przymrużonych powiek. —
Po raz kolejny dałeś się wrobić w niezłe bagno, Potter.
— Przyszłaś tu tylko po to, żeby się
nabijać? — zapytał zdenerwowany, spoglądając w jej stronę. Leila podeszła
bliżej niego i uśmiechnęła się kpiąco, widząc jego złość. — Jeśli tak, to
możesz już sobie iść.
— Nie po to wlokłam się tu z wieży
Ravenclawu, żebyś mnie od razu spławił — stwierdziła i skrzyżowała ręce na piersi.
— Oczekuję wyjaśnień.
— Nie ty jedna — mruknął i kopnął z
całej siły w ścianę, co spotkało się z oburzeniem Grubej Damy. — Posłuchaj,
Leila, ja tego…
— Nie zrobiłeś — dokończyła za niego
i posłała mu jeden ze swoich mniej złośliwych uśmiechów. — Wiem to, Potter.
— Wiesz? — zdziwił się Harry i jakby
pod wpływem ulgi, jakiej właśnie doznał, oparł się ciężko o ścianę.
— Jasne, że tak… — Black stanęła
obok Harry’ego, również opierając się o mur. — Faktycznie, w pierwszej chwili
pomyślałam, że mogłeś to zrobić. W
końcu tyle o tym gadałeś z Ronem i resztą, mówiłeś, że zrobiłbyś to w nocy, tak
żeby nikt nie widział. Jednak później pomyślałam, że nie możesz być aż takim
kretynem.
— Dzięki — prychnął Potter i nadąsał
się jak mała dziewczynka. — Na ciebie zawsze można liczyć.
— Oczywiście! — Uśmiechnęła się
promiennie i szturchnęła chłopaka ramieniem. Przez chwilę milczeli,
zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się tego dnia, aż w końcu Black zadała
pytanie, które krążyło po ich głowach. — Masz może jakieś przypuszczenia, kto
wrzucił twoje nazwisko do czary?
— Nie wiem, Leila — westchnął. — Ale
ktokolwiek to był, z pewnością chce mojej śmierci.
— Myślisz, że to Pettigrew?
— Nie, nie wróciłby do Hogwartu. —
Harry pokręcił przecząco głową. — Ale to ktoś, kto jest z nim powiązany…
— Masz na myśli Voldemorta? — Potter
nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się przed siebie, jakby się nad czymś
gorączkowo zastanawiał.
— Ostatnio coraz częściej boli mnie
blizna — powiedział w końcu powoli, podkreślając każde kolejne słowo. — Zawsze
mnie boli, kiedy on jest w pobliżu. W pierwszej klasie, kiedy Quirrel próbował
wykraść kamień filozoficzny i…
— W Komnacie Tajemnic też. To przez
jego dziennik, wtedy również bolała cię blizna — zauważyła Leila, a Harry
pokiwał niemrawo głową.
— Obawiam się, że coś się zbliża,
jakieś kłopoty…
— A tam gdzie kłopoty, tam zawsze
jesteś ty — zażartowała Blackówna.
— Chciałaś powiedzieć: my.
***
To co się
działo w Hogwarcie po tym, jak okazało się, że będzie dwóch reprezentantów
szkoły i do tego jeden z nich jest nieletni, wydawało się niemożliwe do
opisania. Nagle, tak z dnia na dzień, pojawiły się setki plotek opowiadających
o tym, jak udało się Potterowi wrzucić swoje nazwisko do Czary Ognia. Na
nieszczęście dla Harry’ego, oprócz Gryfonów, nikt nie cieszył się z tego, że
został on reprezentantem. Dlatego nic dziwnego, że chłopak nie zjawił się w
Wielkiej Sali na śniadaniu. Na jego miejscu Leila również zaszyłaby się gdzieś
w kącie, unikając wszystkich ludzi, tych, którzy spoglądali na niego z pogardą,
a także tych zaszczycających go oklaskami. Blackówna zauważyła już tego dnia
braci Creeveyów, szukających z rozradowanymi minami Harry’ego. Przed nimi na
pewno się ukrył.
Leila chwyciła dwie babeczki
czekoladowe i owinęła je w serwetkę, a potem wstała z zamiarem znalezienia
Pottera. Postanowiła zacząć od boiska quidditcha, bo jeżeli Harry w ogóle
zwlekł się z łóżka, to na pewno tam się schował. Wychodząc z Wielkiej Sali,
dostrzegała grupy ludzi, którzy rozmawiali między sobą o najnowszych wydarzeniach.
Dało się słyszeć pełne pogardy komentarze względem Gryfona, spekulacje na temat
jego wybryku i zakłady co do tego ile
wytrzyma nim da się zabić. Zauważając Black od razu milkli, a ona zerkała na
nich obojętnie, wiedząc, że żadne jej słowa ani gesty nie sprawią, iż zmienią
zdanie. Leila wyszła z zamku i szybko omiotła wzrokiem błonia. Spojrzała w
kierunku Zakazanego Lasu, a potem w stronę jeziora, gdzie potężny statek
Durmstrangu odbijał się w ciemnej wodzie, jednak nigdzie nie dostrzegła czarnej
czupryny Pottera. Chłodne powietrze owiało jej twarz, sprawiając, że jej długie
włosy zatańczyły na wietrze. Nagle za jej plecami otworzyły się wrota zamku i
usłyszała znajomy głos.
— Przecież nikomu nie udałoby się
oszukać Czary Ognia albo przekroczyć linii Dumbledore’a…
W wejściu
stanęła ta osoba, której Leila szukała, a obok niej Hermiona Granger —
dziewczyna z burzą ciemnych, brązowych włosów na głowie, oczach w tym samym
kolorze i trochę za dużych zębach, w swoim zwyczaju trzymała pod pachą grubą
książkę. Harry szedł obok niej, jedząc grzankę. Najpewniej opowiadał jej
właśnie to samo, co dzień wcześniej Blackównie.
— Widziałaś dzisiaj Rona? — przerwał
jej nagle Harry, a Granger zawahała się. Widocznie nie wiedziała co
odpowiedzieć, ale Black wyręczyła ją.
— Był na śniadaniu — odezwała się
głośno, przywołując tym samym uwagę dwójki Gryfonów. — A skoro już o tym mowa —
mówiła dalej, patrząc znacząco na suche grzanki. Potter zerknął na babeczki,
które Leila trzymała w dłoni i oczy mu się zaświeciły na ich widok. Hermiona
fuknęła rozzłoszczona, a Blackówna uśmiechnęła się z satysfakcją. — Trzymaj!
— Dzięki! —
zawołał z wdzięcznością Potter, wypychając sobie usta przysmakiem, a grzanki
Hermiony położył na pobliskiej ławce. — Ron wciąż wierzy, że sam się zgłosiłem?
— No… nie, chyba nie do końca —
odpowiedziała Hermiona niezbyt pewnym tonem, zerkając w stronę Leili.
Dziewczyny nie pałały do siebie wielką sympatią, właściwie to niezbyt się
lubiły. Od kiedy Blackówna zaprzyjaźniła się z Harrym na ich drugim roku, ona i
Granger ciągle ze sobą rywalizowały w każdej dziedzinie. Właściwie, to Leili
nie zależało na udowodnieniu czegoś Gryfonce, robiła to, co chciała, ale widząc
jak tamta się stara ją wyprzedzić, dawała z siebie więcej. Hermiona była
zazdrosna o Blackównę w kwestii urody, podejścia do życia, relacji z ludźmi,
właściwie to w każdym aspekcie.
— Co znaczy
„nie do końca”?
— Och,
Harry, przecież to takie oczywiste! — wybuchła Hermiona, a Leila skwitowała to
jedynie wzruszeniem ramion. — On jest zazdrosny!
—
Zazdrosny? — zdziwił się Harry, a Black zachichotała pod nosem, widząc
zażenowaną minę Granger. — O co? Przecież chyba by nie chciał zrobić z siebie
głupka na oczach całej szkoły, prawda?
— Zrozum —
powiedziała Hermiona cierpliwym tonem — to ty zawsze wzbudzasz ogólne
zainteresowanie, przecież sam o tym dobrze wiesz. Wiem, że to nie twoja wina —
dodała szybko, widząc, że Harry skrzywił się i otworzył usta; Leila z
rozbawieniem przyglądała się, jak Gryfonka próbuje klarownie wyjaśnić wszystko
Potterowi i jak kiepsko jej to idzie — wiem, że sam się o to nie starasz… ale…
zrozum, w domu Ron wciąż musi rywalizować z braćmi, a ty jesteś jego najlepszym
przyjacielem i jesteś naprawdę sławny. Jak ludzie was razem spotykają, to on
przestaje istnieć. Jakoś to znosi, nigdy nie robi żadnych uwag, ale chyba tym
razem już nie wytrzymał.
— Ja bym na
jego miejscu poszukała jakiegoś dobrego psychologa — odezwała się Leila,
rzucając sceptyczne spojrzenie w stronę Hermiony, broniącej tak zażarcie
Weasleya. Black lubiła Rona, całkiem dobrze się dogadywali, jednak nie dało się
ukryć, że rudzielec często miewa różne, dziwne zagrania, które niekoniecznie
jej się podobały. Hermiona już miała jakoś skomentować jej słowa, ale Harry
odezwał się pierwszy.
— Wspaniale
— stwierdził gorzko, kopiąc leżący w pobliżu kamień. — Naprawdę super, przekaż
mu, Hermiono, że chętnie się z nim zamienię. Powiedz mu, że… proszę bardzo…
niech spróbuje… jak to jest, kiedy wszyscy bez przerwy gapią się na twoje
czoło…
— Nic mu
nie będę mówiła — ucięła Hermiona. — Sam mu to powiedz. Tylko w ten sposób
można to rozwiązać.
— Harry ma
się za nim uganiać, żeby pomóc mu dorosnąć? — spytała sceptycznie Leila.
— Może mi
uwierzy, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności, jak złamię kark albo…
— To wcale
nie jest śmieszne — powiedziała cicho Hermiona. Wyglądała na poważnie
zaniepokojoną. — Harry, myślałam nad tym… i wiesz, co powinniśmy zrobić,
prawda? Jak tylko wrócimy do zamku…
— Dać
Ronowi zdrowego kopa… — Black odpowiedziała za Pottera, a ten uśmiechnął się
rozbawiony. Granger pokręciła z poirytowaniem głową.
— Musisz
napisać do Syriusza. Musisz mu napisać, co się tutaj stało. Przecież prosił
cię, żebyś mu donosił o wszystkim, co się dzieje w Hogwarcie. Jakby się
spodziewał, że coś takiego może się wydarzyć. Wzięłam kawałek pergaminu i
pióro…
— Nawet o
tym nie myśl — rzekł Harry, rozglądając się niespokojnie, czy ktoś ich nie
podsłuchuje, ale nikogo nie było. — Wrócił do kraju, bo rozbolała mnie blizna.
Jak mu napiszę, że ktoś mnie wplątał w ten turniej to natychmiast przybędzie i…
— On
chciał, żebyś mu o wszystkim donosił — powtórzyła z powagą Hermiona. — Zresztą
i tak się o tym dowie…
— Chociaż
raz się z tobą zgadzam, Granger.
***
Leila
czekała na Pottera w sali wejściowej. Wyciągnęła od Neville’a wiadomość, że
Harry został wezwany przez tego całego Bagmana, żeby razem z innymi
reprezentantami zrobił sobie zdjęcie. Longbottom powiedział jej jeszcze, iż tuż
przed eliksirami Potter i Malfoy pojedynkowali się i Hermiona oberwała Densangeo. Blackównie wydawało się to
dość zabawne, oczywiście pomijając jej całą niechęć względem Draco, to ironia
losu sprawiła, że żeby córeczki dentystów potrzebowały natychmiastowej
redukcji. Więcej nie udało jej się dowiedzieć od Neville’a, który najwidocznie
tak zestresował się rozmową z nią, że ledwo cokolwiek powiedział.
Ze
zniecierpliwieniem spojrzała na zegarek, zbliżała się pora kolacji i większość
uczniów mknęła już w kierunku Wielkiej Sali, a Pottera nadal nie było. Zamiast
bliznowatego pojawili się Ślizgoni ze starszych klas. Zaśmiewali się z czegoś i
pokazywali na siebie palcami, a kiedy spostrzegli, że Leila im się przygląda,
jeden z nich zawołał:
— Black, chcesz coś zobaczyć? —
Krukonka uniosła wysoko brew, przywołując na twarz minę świadczącą o jej stosunku
do ludzi ich pokroju. Najwyższy z nich wszystkich rzucił coś w jej stronę, a
ona z nadzwyczajną zręcznością złapała to. Ślizgoni, zanosząc się śmiechem,
weszli do Wielkiej Sali. — Pozdrów Pottera!
Leila spojrzała na przedmiot skryty
w jej dłoni. Z pozoru niczym niewyróżniająca się przypinka z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY’EMU PRAWDZIWEMU
reprezentantowi Hogwartu. Jednak po chwili te słowa zniknęły i ustąpiły
miejsca zielonym literom, formującym się w dwa wyrazy: POTTER CUCHNIE! Black zacisnęła pięść na przypince i spojrzała
wściekle w stronę miejsca, gdzie przed chwilą znajdowali się Ślizgoni.
Pomijając wszystkie niesnaski między domami, pomijając różnice ideologiczne,
pomijając wszystko… Pottera mogła obrażać tylko i wyłącznie ona!
— Co tu robisz?
— O wilku mowa — stwierdziła z
uśmiechem, patrząc na Harry’ego. Wyglądał źle, sama nie wiedziała, czy był
bardziej zmęczony, czy zły. Spoglądał na nią od niechcenia. — Spójrz, twoje
nazwisko zdobi biżuterię.
— Skąd to
masz? — zdenerwował się Potter, wyrywając z jej ręki przypinkę.
— Harry,
proszę cię — jęknęła zirytowana, wywracając oczami. — Trochę dystansu.
— Łatwo
powiedzieć — burknął chłopak. — To nie ty właśnie udzieliłaś przekłamanego
wywiadu dla Proroka Codziennego.
— Widzę, że
nie próżnujesz. — Zagwizdała z udawanym podziwem. — Wywiad… Jeszcze trochę i
będziesz gwiazdą. Przepraszam, zapomniałam, że już nią jesteś!
— Daruj
sobie, Leila! Ta wariatka Skeeter wypytywała mnie o wszystko, o rodziców, ich
śmierć, a jej samopiszące pióro i tak notowało zupełnie co innego. — Ruszyli ku
wejściu do Wielkiej Sali. Blackówna przywykła do tego, że wszyscy na nią
patrzyli, ale Harry nadal nie mógł tego znieść.
— Dzisiaj
jemy razem — zadecydowała Black, prowadząc Pottera do stołu Gryfonów.
— Chcesz ze
mną zjeść kolację? — zdziwił się czarnowłosy, poprawiając swoje okulary na
nosie.
— Nie
schlebiaj sobie, Potter — zaśmiała się wrednie, siadając na końcu stołu
Gryffindoru. — Z tego miejsca mam lepszy widok na tego przystojniaka,
McLaggena.
— Uważasz, że
on jest przystojny?
—
Oczywiście — odparła pewnie, a Harry spojrzał na nią zniesmaczony. — I do tego
potwornie głupi.
Potter
uśmiechnął się na chwilę, ale od razu mina mu zrzedła. Blackówna natychmiast
zauważyła, że coś go widocznie gnębi. Leila nie lubiła robić za kółko wzajemnej
adoracji, głaskać wszystkich po główkach i mówić, że wszystko będzie dobrze.
Nie, to nie było w jej stylu… Black wyznawała zasadę solidnego kopniaka w
tyłek. To zawsze pomagało.
— Potter,
jeżeli masz zamiar dołować się przez cały wieczór, to ja sobie idę.
— Chodzi o
to, że to wszystko znowu się dzieje — westchnął Harry, mieszając widelcem w
swoim talerzu. — Co roku to samo. Zawsze wszyscy się ode mnie odwracają…
— Harry… —
jęknęła jedynie, nie wiedząc co ma powiedzieć.
— Ale taka
jest prawda, Leila — mruknął, odkładając sztućce. — Zawsze coś się dzieje…
Pamiętasz drugą klasę?
— Kto
śmiałby zapomnieć Dziedzica Slytherina? — zażartowała, a Potter spojrzał na nią
ze złością. — To właśnie wtedy się poznaliśmy, czyż nie? Nikt nie lubił
biednego Harry’ego i tylko ja się nad nim ulitowałam.
— To
prawda…
— A
pamiętasz, jak było rok temu? — spytała go Black, wspierając głowę na dłoniach.
Harry zwiesił głowę i westchnął. — Nie mieliśmy lekko… Oboje musieliśmy się
zmierzyć z duchami przeszłości.
— Przestań
mówić jak Trelawney — zażartował nieudolnie chłopak.
— Tak, tak…
Nasze wewnętrzne oko spojrzało w głąb naszych dusz i odkryło skrywane od dawna
tajemnice, byśmy mogli poznać nasze przeznaczenie — zaskrzeczała Leila, gestykulując
rękoma, jakby odprawiała właśnie jakiś mistyczny rytuał, a Potter parsknął
śmiechem. Oboje nie znosili lekcji tej starej wiedźmy.
—
Faktycznie, dowiedziałem się sporo o swojej rodzinie, a ty…
—
Dowiedziałam się, że być może mam jakąkolwiek rodzinę — stwierdziła bez żadnych
ogródek. — I przez moje nazwisko stałam się niezwykle niebezpieczna i
popularna. A skoro już przy tym jesteśmy, napisałeś do niego list?
—
Napisałem, ale jeszcze mi nie odpisał — odpowiedział Potter, rozglądając się,
czy aby przypadkiem ktoś ich nie podsłuchuje. — Mam nadzieję, że dobrze gdzieś
się schował.
— Nie
musisz się o niego martwić — zapewniła go Leila, nachylając się pod stołem i
ściszając głos do szeptu. — W końcu to Black.
***
6
czerwca 1994 r., Hogwart
To
zdarzenie było niesamowicie dziwne. Ten dzień przyniósł ze sobą natłok wrażeń i
emocji, których nikt się nie spodziewał. W tunelu prowadzącym do wyjścia z
Wrzeszczącej Chaty zebrała się nadzwyczajna kompania. Na przodzie kroczył
dumnie paskudny kot Hermiony Krzywołap, za nim Lupin, Pettigrew i Ron,
wyglądający jak zawodnicy ścigający się po trzech w jednym worku. Za nimi
maszerowała Hermiona, nad którą szybował profesor Snape, trącając czubkami
butów stopnie schodów, utrzymywany w pozycji pionowej za pomocą własnej
różdżki, którą niósł Syriusz. Harry i Leila zamykali ten dziwaczny pochód.
Leila
przyglądała się z rozbawieniem, jak bezwładna głowa Snape’a raz po raz obijała
się o niskie sklepienie. Dziewczyna miała wrażenie, że Syriusz specjalnie nic
nie robi, by temu zapobiec. Wszyscy drżeli ze strachu na myśl o seryjnym
mordercy, jakim był Black, a Leila chciała spędzić z tym mężczyzną jak
najwięcej czasu. Nie wiedziała, czym było to spowodowane. Już od pierwszej
chwili, gdy przeczytała o nim w gazecie, zapragnęła go poznać. W końcu nosili
to samo nazwisko…
—
Wiesz, co to oznacza? — zapytał nagle Black Harry’ego, kiedy wlekli się ciasnym
tunelem. — Zdemaskowanie Petera Pettigrew?
—
Jesteś wolny — odrzekł Harry.
—
Tak… Ale jestem też… nie wiem, czy ktoś ci powiedział… jestem twoim ojcem
chrzestnym.
—
Tak, wiem o tym — odparł Potter, a Leila uśmiechnęła się w duchu. Pamiętała,
jak Harry przeżywał to, że domniemany zdrajca jego rodziców jest jego
chrzestnym. Ona śmiała się wtedy z niego, iż powinien się cieszyć, bo to nie on
jest z nim spokrewniony.
—
No więc… twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem — powiedział sucho Black.
— Na wypadek, gdyby coś im się stało… Oczywiście zrozumiem cię, jeśli będziesz
chciał nadal zostać ze swoją ciotką i wujem. Ale… no… zastanów się. Bo kiedy
zostanę oczyszczony z zarzutów… to jeśli chciałbyś mieć… inny dom…
Blackówna
spojrzała tęsknie na tę dwójkę i poczuła żal w sercu. Chciała myśleć
racjonalnie, tak jak przystało na prawdziwą Krukonkę, ale w rzeczywistości
miała wrażenie, że została zdradzona. Znała sytuację Harry’ego i
niejednokrotnie porównywała ją do swojej, bo były bardzo podobne. I teraz w
momencie gdy pojawił się Syriusz, osoba związana z ich dwójką, żywiła nadzieję,
że jej los się odmieni. Jednak Black zaproponował to Potterowi.
—
Zamieszkać z tobą? Wyprowadzić się od Dursleyów?
—
Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał — dodał szybko Syriusz. —
Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem…
—
Zwariowałeś? — powiedział Harry głosem prawie tak ochrypłym, jak głos Syriusza.
— No pewnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! A masz jakiś dom? Kiedy mogę się
przenieść?
—
Chcesz? Naprawdę?
—
No pewnie!
Na
wychudłej twarzy Syriusza po raz pierwszy pojawił się prawdziwy uśmiech.
Przemiana była uderzająca: jakby spoza maski wynędzniałego włóczęgi wyjrzała
nagle osoba o dziesięć lat młodsza. Harry odwzajemnił ten gest i spojrzał za
siebie, by podzielić się nim również z Leilą. Ona również się uśmiechnęła. Może
będzie mogła przyjeżdżać do nich na wakacje? W tej chwili Black obrócił się i
przyjrzał jej uważnie.
—
Czy my się znamy?
—
Chyba nie mieliśmy okazji — odezwała się Leila, czując jak jej serce boleśnie
obija się o klatkę piersiową.
—
Syriusz Black. — Skłonił się delikatnie, a Snape nagle uderzył głową o strop. —
Przyjaciele Harry’ego są moimi przyjaciółmi.
—
Leila — przedstawiła się dziewczyna, kiwając taktownie głową. — Leila Black.
Nagle
atmosfera między nimi zgęstniała. Syriusz wpatrywał się w nią z niedowierzaniem
wypisanym na twarzy, lustrując każdy szczegół jej twarzy i myśląc o czymś
gorączkowo. Blackówna nie pozostawała mu dłużna. Woskowa skóra tak ciasno
opinała się na jego twarzy, że głowa przypominała nagą czaszkę. Długie,
poplątane, czarne włosy sięgały mu do pasa, a te przenikliwe oczy, które
wpatrywały się w nią z tą samą intensywnością.
—
Black? — wychrypiał zdziwiony i pospiesznie oblizał spierzchnięte usta. — Czy
my…
—
Jesteśmy rodziną? — dokończyła za niego Leila, uśmiechając się delikatnie. —
Miałam nadzieję, że ty mi to powiesz.
—
Kim są twoi rodzice? — Z ust Syriusza padło pytanie, które ona sama zawsze
sobie zadawała, a ona otworzyła usta, by odpowiedzieć tak, jak zawsze sobie
odpowiadała.
—
Nie wiem… Jestem sierotą — odparła cicho, nie spuszczając wzroku z Syriusza. —
Kiedy mnie znaleziono pod sierocińcem, była przy mnie jedynie karteczka z moim
imieniem i nazwiskiem. Kiedy o tobie usłyszałam, pomyślałam, że… być może ty
jesteś… moim ojcem.
—
Twoim ojcem… — szepnął cicho Syriusz, mrugając kilkakrotnie. — Bardzo mi
przykro, Leilo, ale wydaje mi się, że to niemożliwe.
—
Rozumiem — odparła szybko, klnąc się w duchu za to, że wyskoczyła ze swoimi
głupimi domysłami. Naiwnie wierzyła, że odnajdzie swojego tatę i że razem z nim
stworzy rodzinę. — Tak, tylko pomyślałam, ale to nie ważne…
—
Mylisz się, to bardzo ważne — poprawił ją Syriusz, kładąc jej rękę na ramieniu.
— Być może i nie jestem twoim ojcem, ale niewątpliwie jesteśmy rodziną.
Wiedziałem to już w pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Wyglądasz jak
prawdziwy Black. Obiecuję ci, że dowiem się kim są twoi rodzice i że zawsze
możesz na mnie liczyć.
—
Naprawdę?
—
Oczywiście — zapewnił ją, uśmiechając się w ten sam sposób co przed chwilą do
Harry’ego. — W końcu jesteś Black.
***
Od razu po
kolacji Harry ulotnił się, mówiąc, że jest zmęczony i nie ma sił na spacer.
Leila również zrezygnowała z przechadzki po błoniach i ruszyła w kierunku wieży
Ravenclawu. W jej dormitorium nikogo nie było. Obecność uczniów z innych szkół
skutecznie wywabiła ich z zacisznych kątów swoich pokojów. Nawet Sue, jej
przyjaciółka, a właściwie jedna z niewielu osób w tym domu, która potrafiła z
nią wytrzymać, dała się przekonać na bieganie za uczniami z Durmstrangu i
wachlowanie rzęsami w ich kierunku. Takie zachowanie bardzo drażniło Blackównę,
uważała, że takowe dziewczyny, które uganiają się za facetami, nie reprezentują
sobą za wiele.
Weszła do swojego pokoju, który był
urządzony w barwach Krukonów. W środku panował straszny przeciąg, który rozwiał
jej pracę domową. Natychmiast podeszła do okna i je zamknęła. Nieprzyjemny
dreszcz przebiegł jej po plecach. Poczęła zbierać swoje notatki z transmutacji,
zastanawiając się, czy powinna je przepisać, czy może jednak oddać pogniecione.
Zrezygnowana usiadła na łóżku, wsuwając kartki do szuflady. Była zmęczona tą
całą szopką, która miała miejsce w Hogwarcie. Nie ekscytował jej Turniej
Trójmagiczny, nie podkochiwała się w żadnym z przyjezdnych uczniów, nie
interesowały ją wywiady i sprawozdania z całej tej imprezy. Jedyne co ją
łączyło z tym wszystkim, to Potter. Ten przeklęty Harry, który najwidoczniej
miał wrodzonego pecha i nic nie był wstanie na to zaradzić. Leila naprawdę
zaczęła się obawiać o tego kretyna. Najgorsze w tej sytuacji okazało się to, że
nie wiedzieli, kto i w jakim celu wrzucił jego nazwisko do czary.
Black rzuciła się z jękiem na łóżko,
gdy nagle poczuła, że na czymś leży. Nie zmieniając pozycji, sięgnęła ręką pod
swoje plecy i wyciągnęła stamtąd małą, wygniecioną kopertę. Leila nigdy nie
prowadziła z nikim zażyłej korespondencji, zwłaszcza wtedy, kiedy była w
Hogwarcie. To oznaczało jedno… Tylko on mógł do niej napisać. Szybko rozerwała
papier i wyciągnęła z niego skrawek pergaminu. Od razu rozpoznała jego
charakter pisma.
Leila,
pilnuj go!
Syriusz
Zgniotła list w dłoni i jeszcze raz
jęknęła rozgoryczona. Właśnie została awansowana na niańkę Pottera. Świetnie, właśnie o tym marzyłam,
pomyślała wściekle. Jeżeli Black myślał, że Leila będzie biegać za Harrym i co
pięć minut upewniać się czy chociażby jeden włos mu z głowy nie spadł, to się
grubo mylił! On jest już dużym chłopcem i jeżeli dał się wpakować w to
wszystko, to jego sprawa.
Dziewczyna zakryła głowę poduszką i
krzyknęła głośno. To nie tak, że chciała zostawić Pottera na lodzie. Po prostu
czuła to dręczące ukłucie w sercu. Myślała, czy gdyby jakimś cudem to ona
została wrobiona w udział w Turnieju, to czy Syriusz pisałby do wszystkich,
żeby jej pilnowali. Miała nadzieję, że tak...
***
Kiedy minął pierwszy szok, związany
z wyborem Harry’ego na jednego z reprezentantów Turnieju Trójmagicznego, Potter
skupiał się na tym, co powinien zrobić, by przeżyć. Najbardziej pokrzepiająco
działała na niego wizja spotkania z Syriuszem. Właściwie to był jedyny temat,
który poruszał w rozmowach z Leilą. Rozprawiał nad tym, jak Black miałby się
pojawić w pokoju wspólnym Gryfonów i czy będzie w stanie poprawić jego parszywy
humor. Krukonka miała już dość jego ciągłego jęczenia i narzekania na swój los.
Oczywiście nie mogła zaprzeczyć, że miał ku temu powody, ale ile można?
— Potter,
skończ już – warknęła pewnego razu, gdy siedzieli wspólnie w bibliotece.
Hermiona natychmiast zgromiła ją spojrzeniem, które mówiło, że powinna bardziej
wspierać Harry’ego w tych ciężkich chwilach, a nie jeszcze bardziej go dobijać.
Black zastanawiała się, czy ciągłe gadanie Granger pomaga Potterowi w
jakikolwiek sposób. Leila wywróciła znużona oczyma. – Zamiast ciągle jęczeć
lepiej pomyśl, jak pozbyć się wszystkich Gryfonówi porozmawiać z nim sam na
sam.
— Masz
rację – westchnął, czochrając swoje włosy i kładąc się na egzemplarzu księgi
zaklęć, z której próbował wyczytać coś użytecznego. – Nikt nie może zobaczyć
Syriusza.
— W
ostateczności możemy rozrzucić torbę łajnobomb – zaproponowała nieśmiało
Hermiona, a Potter i Black spojrzeli na nią zdziwieni. Nikt nie spodziewał się
takiej propozycji. Debatując nad plusami i minusami tego pomysłu, stwierdzili,
że będzie on faktycznie ostatecznością,
do której najlepiej nie dopuścić, bo Filch obdarłby ich ze skóry.
— A Ron? –
wspomniał Potter.
—
Powinniście się pogodzić – zaczęła Hermiona, a Black uderzyła się otwartą
dłonią w głowę. Po raz kolejny miała wysłuchiwać tej nużącej rozmowy, w której
Granger namawiała Harry’ego na zakopanie topora wojennego z Weasleyem, a on
stanowczo się temu sprzeciwiał.
— Nie ma
mowy – zaperzył natychmiast Potter. – To nie ja zacząłem!
— Przecież
ci go brakuje – rzuciła niecierpliwie Hermiona. – I wiem, że jemu też brakuje
ciebie…
— Wcale za
nim nie tęsknię!
Leila
zdawała sobie sprawę, że to było kłamstwo. Harry lubił Hermionę, z nią się
przyjaźnił, ale to Ron był dla niego najbliższą osobą. Widziała, jak Pottera
nużą kolejne godziny spędzone w bibliotece, w której nie mógł się śmiać ani
rozmawiać o quidditchu i gdzie ciągle czuł na sobie ciężar zbliżających się
zadań. Dlatego też od razu się zgodziła, gdy Harry zaproponował by mu pomogła w nauce przydanych zaklęć do
turnieju. Doskonale wiedziała, że nie chodzi tylko o wsparcie w
przygotowaniach, ale też o odrobinę zabawy i wprowadzenie mniej napiętej
atmosfery. W myśl zasady Granger, że dobre poznanie teorii, przyłoży się na
praktykę, spędzali każdą możliwą chwilę wśród książek.
Nie tylko
oni korzystali z uroków bibliotecznego klimatu. Często spotkali tam również
Wiktora Kruma, krążącego między regałami. Być może się uczył, albo również
szukał czegoś przydatnego, tak jak oni. Sama jego obecność w niczym nie
przeszkadzała, ale wianuszek głupkowatych dziewcząt, które zazwyczaj za nim
biegały, był o wiele bardziej irytujący. Ponoć Hermionę drażnił hałas, ale
Leili bardziej nie pasował niski poziom ich inteligencji…
— Gdyby
chociaż był przystojny! – mruczała ze złością Granger, patrząc na ostry profil
Kruma. Leila musiała przyznać jej rację. Była przeciwna takiemu zachowaniu i
napawało ją to niechęcią do swoich koleżanek. A ich idol, Krum, nie należał do
najprzystojniejszych. Właściwie to bardziej niż światową gwiazdę, przypominał
jakiegoś dzikiego ptaka. – Rajcuje je tylko to, że jest sławny! W ogóle by na
niego nie spojrzały, gdyby nie potrafił zrobić tego jakiegoś zwodu wrednego…
— Zwodu
Wrońskiego – wycedził przez zęby Harry.
***
Dzień
wyjścia do Hogsmeade nastał wyjątkowo szybko i jak to było w zwyczaju, wszyscy
bardzo się tym emocjonowali. Leila przyglądała się temu wszystkiemu z nutką
politowania. Od każdego ucznia aż biło żenującą infantylnością, na którą Black
była najwidoczniej uczulona. Wszystko potęgowała jeszcze nagonka na przystojnych gości i piękne cudzoziemki. Wszyscy zabijali
się, żeby zaprosić na spacer po wiosce kogoś z obcokrajowców. Wyjątkiem w tym
wszystkim nie była nawet najbliższa znajoma Blackówny.
Sue Li,
współlokatorka Leili i można by rzec, że również jej przyjaciółką. Sue należała
do jednych z najładniejszych Krukonek, właściwie to piastowała zaszczytne
drugie miejsce tuż za Cho Chang. Co zabawne, obie miały korzenie azjatyckie. Li
była niską, drobną brunetką o wschodnich rysach warzy, ciemnych oczach i
uroczym uśmiechu, który działał na chłopców. Jednak dla Blackówny jej wygląd
nie miał znaczenia, lubiła ją za charakter. Sue, chociaż z pozoru wydawała się
uległa, łatwą do zmanipulowania i na swój sposób głupiutką dziewczyną, była
jedną z najinteligentniejszych, najbardziej zdeterminowanych i ambitnych osób,
jakie znała. A impulsem sprawiającym, że swego rodzaju przyjaźń zrodziła się
między nimi, okazał się fakt, iż w przeciwieństwie do pozostałych dziewcząt z
dormitorium Krukonek z czwartego roku, ona potrafiła i chciała dać Black do
zrozumienia, że nie pozwoli jej na te ciągłe humorki i dyktaturę. Sue pokazała,
że doskonale wie na czym stoi i czego oczekuje, a to zmieniło diametralnie
opinię na jej temat w oczach Leili. Największą wadą, która przeszkadzała
Blackównie, była słabość jej przyjaciółki do chłopców… Tak też i teraz musiała
wysłuchiwać historii o niejakim Nikołaju Popowie, przystojnym Bułgarze, podobno
przyjacielu Kruma, który najwidoczniej bardzo zainteresował sobą pannę Li.
— Nikołaj
nawet zaprosił mnie na spacer – ćwierkała radośnie Sue, a Leila kiwała głową,
sprawiając, że jej rozmówczyni miała wrażenie, iż jej słucha. W rzeczywistości
nic jej to nie obchodziło. – Nie zgodziłam się, oczywiście. To przecież nie w
moim stylu.
—
Oczywiście – przytaknęła Black.
— Nudzę
cię?
— Sue –
westchnęła Leila, kręcąc głową. – Wiesz, że nie interesują mnie jakieś historie
miłosne.
— Póki co –
skomentowała to Li, popijając kakao. – Zmienisz zdanie, kiedy się zakochasz.
—
Niedoczekanie – skwitowała jedynie Leila i zajęła się swoim śniadaniem.
W tym samym
czasie do Wielkiej Sali wleciała chmara sów z dzisiejszą pocztą. Jedna z nich
zatrzymała się dokładnie w misce Blackówny. Krukonka warknęła rozeźlona, a Sue
zachichotała radośnie na widok jej miny. Leila nie dostawała listów, zwłaszcza
w czasie roku szkolnego. W trakcie wakacji niekiedy wymieniała korespondencję z
Harrym i Sue, ale w będąc w zamku, miała z nimi kontakt na co dzień. Nie
sądziła również, żeby Black napisał do niej znowu w odstępie tak krótkiego
czasu, zwłaszcza, że następnego dnia miał się z nimi spotkać w pokoju wspólnym
Gryfonów. Jedyną możliwą opcją była stała prenumerata Proroka Codziennego.
Leila strzepnęła owsiankę z gazety i spojrzała na pierwszą stronę, którą
zajmowało zdjęcie Pottera, trzeba przyznać bardzo niekorzystne. Dziewczyna
rzuciła obojętnym wzrokiem na artykuł, który ciągnął się przez kilka stron i
zawierał głównie przekłamane i przekoloryzowane fakty z życia Harry’ego,
chociaż dotyczyć miał ogólnych przygotowań do Turnieju Trójmagicznego. Black
czytała te wszystkie łzawe kity, mówiące o chłopcu płaczącym za swoimi
rodzicami ze znudzoną miną, popijając raz po raz kawę. Większość z tych kłamstw
nie robiła na niej żadnego wrażenia, aż do momentu gdy na stronie szóstej
odnalazła fenomenalny fragment. Opisana sytuacja zrobiła na niej takie
wrażenie, że aż opluła się kawą. Ta reakcja sprawiła, że Sue z zainteresowaniem
przechyliła się nad stołem i odczytała:
Harry w końcu odnalazł w Hogwarcie
miłość. Jego bliski przyjaciel, Colin Creevey, mówi, że Harry’ego rzadko się
widuje bez niejakiej Hermiony Granger, oszałamiająco pięknej dziewczyny z mugolskiej
rodziny, która, podobnie jak Harry, jest jedną z najlepszych uczennic w całej
szkole.
Leila
wybuchła niepochamowanym śmiechem, który przybrał na sile, kiedy Sue zapytała,
od kiedy Granger jest oszałamiająco piękna. Fantastyczna sensacja wywołała u
Blackówny taką euforię, wręcz głupawkę, że połowa stołu Krukonów spojrzała na
nią jak na przybysza z innej planety, a znaczna część Francuzek zerkała z
politowaniem na jej zachowanie.
— Muszę
znaleźć zakochaną parę – skwitowała to jedynie, porywając ze stołu gazetę.
— Podobno
nie interesują cię historię miłosne – zauważyła Sue, krzyżując ręce na piersi i
unosząc wysoko jedną brew w wyrazie powątpienia.
Leila już
jej nie słuchała. Ruszyła w poszukiwaniu Pottera w kierunku stołu Gryffindoru.
Chciała go wyśmiać, ponabijać się z tego żałosnego artykułu i wszystkich
kłamstw, które w nim napisano, popatrzeć na tę jego poirytowaną minę, ale
głównym powodem było ostrzeżenie Pottera i Granger. Wierzyła, że lepiej będzie,
kiedy to ona jako pierwsza zwróci im uwagę i przygotuje na to, co mogą im
zgotować pozostali.
Dostrzegła
go na końcu stołu, tam, gdzie ostatnio jedli wspólnie kolację. Akurat
odchodzili od niego Ślizgoni pod przywództwem Malfoya. Po minie Harry’ego było
widać, że już widział dzisiejszą gazetę, a banda tych dupków nie oszczędziła mu
wrednych komentarzy.
— Mogę
prosić o autograf? – zapytała, rzucając mu przed twarz Proroka. Harry wydał z
siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, który był objawem wewnętrznej
frustracji. Leila usiadła okrakiem na ławie tuż obok niego i wyszczerzyła zęby
w wrednym uśmiechu. – Chyba nie byłam pierwsza. Twój fanclub właśnie sobie
poszedł?
— Niestety
– mruknął Potter, nie zaszczycając jej spojrzeniem. – Może masz ochotę do nich
dołączyć?
— Harry,
Harry… — Pokręciła karcąco głową, a on w końcu podniósł na nią swój wzrok. – Od
kiedy jesteś taki niemiły?
— Od kiedy
wszyscy mnie irytują – warknął, a na jego szacie zabłyszczała jakaś przypinka.
Blackówna, myśląc na początku, że jest to osławiona plakietka Potter cuchnie, przyjrzała się
dokładnie.
— WESZ? –
odczytała ze zdziwieniem, a Harry szybko zasłonił przypinkę, czerwieniąc się na
twarzy. – Masz wszy?
— WESZ to
stowarzyszenie, które założyła Hermiona – wyjaśnił Potter, spuszczając głowę. –
Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, jestem jego
sekretarzem…
—
Gratuluję! – rzuciła rozbawiona. Wiedziała, że Granger ma jakieś dziwne poglądy
dotyczące skrzatów domowych i ich traktowania, ale nie sądziła, że jest tak
naiwna, iż liczyła na poparcie reszty społeczeństwa. – Już ma cię pod
pantoflem?
— Nie
jesteśmy razem.
— Rita
twierdzi co innego – odparła urażonym tonem, spoglądając na niego
nieprzychylnie. – Myślałam, że nasza przyjaźń coś dla ciebie znaczy i mówimy
sobie o takich rzeczach!
— Daruj
sobie, Black!
— No już,
już… Nie złość się! – Sprzedała mu dość bolesną sójkę w bok i zwinęła z jego
talerza babeczkę czekoladową. Najwidoczniej wcale nie poprawiła mu humoru.
— Hej…
Harry! – zawołał ktoś nagle.
— Tak, tak!
– krzyknął Potter, odwracając się gwałtownie. – Właśnie wypłakiwałem sobie
oczy, rozmyślając o mojej mamie i czuję, że muszę jeszcze trochę popłakać…
— Nie…
Harry… po prostu…
Tuż za
Potterem stała rok starsza od nich Krukonka, Cho Chang, która nieśmiało
zaczesała kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się uroczo do chłopaka.
— Och, to
ty… — wyjąkał zawstydzony, wpatrując się w nią z zachwytem. – Przepraszam.
—
Powodzenia we wtorek – powiedziała. – Jestem pewna, że dasz sobie radę.
Harry
bąknął coś w ramach podziękowań, a dziewczyna pożegnawszy się z nim i Leilą
odeszła, pozwalając, by Potter wodził za nią rozmarzonym wzrokiem. Black
zażenowana zachowaniem tego głupka, uderzyła go niezbyt delikatnie w potylicę,
próbując go ocucić z amoku.
– Wybierasz się do Hogsmeade czy wolisz
przezimować w zamku?
— Idę, ale
będę pod peleryną niewidką – odpowiedział Harry, odrywając połowę ukradzionej
słodkości i wpychając ją zachłannie do buzi. – Hermiona mnie namówiła…
— Czekaj –
przerwała mu nagle. – To wy jesteście razem czy nie?
— Och zamknij
się!
***
Gdyby
sytuacja była zupełnie inna, z pewnością nie czekałaby tak długo na Pottera.
Zdecydowanie bardziej wolała spać w swoim łóżku w wieży Ravenclawu niż sterczeć
pod portretem Grubej Damy, która chrapała głośno, ryzykując bliskie spotkani z
Filchem. Jednak obiecała mu pomóc i uczestniczyć w rozmowie z Syriuszem, a i
ona sama chciała się spotkać z Blackiem, dowiedzieć co się z nim dzieje i czy
jest bezpieczny. Mogło się to wydawać dziwne, bo jedynym dowodem na
potwierdzenie ich pokrewieństwa było nazwisko, ale Łapa stał się dla niej
równie ważny co dla Harry’ego. Nie mogła się doczekać, aż zobaczy te jego
czarne, poplątane kudły i uśmiech, który wyrażał więcej, niż ktokolwiek był w
stanie powiedzieć.
Potter miał
szczęście, że wytłumaczył jej, dlaczego się spóźni, a nie pozostawił tego bez
komentarza i nie skazał na ciągłe czekanie. Spotkali się w momencie, gdy Leila
wracała samotnie z Hogsmeade. Postanowiła wcześniej zerwać się z wypadu do
wioski. Kiedy ona i Sue spacerowały między wszystkimi sklepami, nagle zjawił
się ten cały Nikołaj, o którym ciągle paplała Li. Blackówna musiała przyznać,
że chłopak okazał się przystojny i traktował jej przyjaciółkę tak, jakby była
dla niego bardzo ważna. Widziała, jak Sue świecą się oczy, kiedy on z szarmancko
ucałował jej dłoń. W tym momencie udała odruch wymiotny, stwierdziła, że nie
chce jej się na to wszystko patrzeć i wyruszyła w drogę powrotną do zamku.
Właśnie wtedy spotkała Hermionę i skrytego pod peleryną Harry’ego, który
powiedział jej o spotkaniu w Trzech Miotłach. Rozmawiał z Moodym i Hagridem, a
olbrzym prosił, żeby przyszedł do niego o północy. Leila miała nadzieję, że to
naprawdę coś ważnego.
Nagle Leila
usłyszała odgłos czyichś kroków. Skryła się w mroku w obawie, że to woźny lub
jakiś nauczyciel. Jednak kiedy zobaczyła zdenerwowanego Pottera, wyszła mu na
spotkanie.
— Co tak
długo? – spytała bez cienia zdenerwowana. Była bardziej zaciekawiona, czego
chciał Hagrid i co wyprowadziło z równowagi Harry’ego.
— Nie
teraz, mamy mało czasu – ponaglił ją i łapiąc za dłoń pociągnął pod portret
Grubej Damy. – Banialuki!
— Skoro tak
twierdzisz – mruknęła sennie, nie otwierając oczu Gruba Dama, a portret odsunął
się od ściany, aby wpuścić ich do środka. Dostanie się do pokoju wspólnego
innego domu nigdy nie okazało się tak łatwe. W środku nikogo nie było.
— Czyli nie
użyjemy łajnobomb? – spytała rozczarowana Black, ale jej komentarz nie rozbawił
chłopaka.
Harry rzucił pelerynę i opadł na
fotel stojący przed kominkiem. Leila spojrzała na jego przygnębioną twarz i
przeszła dookoła pokoju, który był pogrążony w półmroku. Oświetlał go tylko
blask rozpalonego kominka. W pobliżu leżały dobrze jej znane plakietki, na
których jednak widniał inny napis: POTTER
NAPRAWDĘ CUCHNIE. Blackówna zaśmiała się cicho, nie chcąc przerywać
delikatnej muzyki, którą tworzył tańczący w kominku ogień i silny wiatr za
oknem. Podeszła do Harry’ego i usiadła ostrożnie na oparciu fotela. Oboje
spoglądali w płomienie i nagle…
W ogniu tkwiła głowa Syriusza.
Zarówno Potter jak i Black uśmiechnęli się na jego widok. Harry natychmiast
opadł na kolana przed kominkiem i spytał przyciszonym głosem:
— Syriuszu! Jak się masz?
Tak, to był Syriusz, ale zmienił się
od ostatniego razu, gdy się widzieli. Leila z uśmiechem patrzyła na jego
pełniejszą twarz, krótsze, lśniące włosy. Wydawał się znacznie młodszy, taki,
jaki powinien być. Teraz Blackówna była w stanie znaleźć między nimi podobne
cechy, które mogli dzielić jako rodzina.
— Mniejsza o mnie, jak ty się masz?
– zapytał z powagą Syriusz.
— Ja… — zaczął Harry, a Leila
domyślała się, że chciał już skłamać. Potter nigdy nie chciał niepokoić swojego
ojca chrzestnego, ale okłamać również go nie mógł.
Blackówna przykucnęła obok
przyjaciela i położyła mu dłoń na ramieniu. Syriusz puścił jej oczko w geście
porozumienia, a ona kiwnęła w odpowiedzi głową. Wtedy Harry zaczął opowiadać.
Gadał jak najęty, opowiadając o tym, jak to nikt nie uwierzył, że nie
zakwalifikował się do turnieju z własnej woli, jak Rita Skeeter nakłamała o nim
w Proroku Codziennym, jak wszyscy z
niego kpią na korytarzach i o tym, że nawet Ron mu nie uwierzył, o jego
zazdrości...
— … a Hagrid właśnie mi pokazał, co
mnie czeka w pierwszym zadaniu, to są smoki, Syriuszu... już po mnie… —
zakończył rozpaczliwym tonem.
Leila patrzyła na niego z
niedowierzaniem, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że organizatorzy
turnieju mogli okazać się tak okrutni, bezmyślni i chciwi tej całej taniej
sensacji, że skazali młodych ludzi na potyczkę ze smokiem. A Syriusz przyglądał
się z troską swojemu chrześniakowi; w jego oczach nadal można było dostrzec tą
zatrważającą udrękę i dzikość, której nabył w Azkabanie. Cały czas milczał i
słuchał, a kiedy Harry się wygadał, rzekł:
— Ze smokami sobie poradzimy, ale o
tym zaraz… Nie mamy wiele czasu… Włamałem się do czyjegoś domu, żeby dostać się
tu przez kominek, ale lada chwila gospodarze mogą wrócić. Dzieciaki, muszę was
ostrzec.
— Przed czym? – zapytała Leila,
wymieniając z Potterem zdziwione spojrzenia. Czy było coś jeszcze gorszego niż
smoki?
— Przed Karkarowem – odpowiedział
Syriusz. – On był śmierciożercą. Wiecie, kim są śmierciożercy, prawda?
Kiedy obydwoje przytaknęli głowami,
Syriusz zaczął mówić. Opowiedział im, że dyrektor Durmstrangu siedział z nim w
Azkabanie i że to właśnie z powodu Karkarowa Dumbledore zatrudnił Szalonookiego
w Hogwarcie. Chciał mieć w pobliżu aurora i to nie byle jakiego! To właśnie
Moody schwytał Karkarowa i dzięki niemu został skazany. Jednak dyrektor
Durmstrangu zawarł układ z Ministrem Magii. Przekonał ich, że zrozumiał swój
błąd i będzie z nimi współpracował. Wydał mnóstwo nazwisk, a wszystkie te osoby
od razu zamknięto w Azkabanie. Podobno od tego czasu nauczał czarnej magii w
swojej szkole. Syriusz ostrzegał ich również, by uważali na Kruma. Przypuszczał,
że to właśnie Karkarow wrzucił nazwisko Harry’ego do Czary Ognia i że może to
mieć coś wspólnego z napadem na Szalonookiego, który miał miejsce dzień przed
rozpoczęciem roku szkolnego.
— Myślę, że ktoś próbował
powstrzymać go od podjęcia pracy w Hogwarcie. Myślę, że temu komuś przeszkadza
jego obecność tutaj. A nikt nie zamierza tego sprawdzić… Szalonooki trochę
przesadza, ale potrafi rozpoznać prawdziwe zagrożenie. To najlepszy auror,
jakiego do tej pory miało Ministerstwo Magii.
— Co to wszystko oznacza? – zapytał
powoli Harry. – Karkarow chce mnie zabić? Dlaczego?
— Słyszałem
różne dziwne rzeczy... Ostatnio śmierciożercy się uaktywnili. Zresztą sami o
tym wiecie, prawda? Finał mistrzostw, Mroczny Znak... Słyszeliście o zaginionej
czarownicy z Ministerstwa Magii?
— Berta
Jorkins, prawda? – odezwała się Leila, a Black pokiwał głową.
— Zniknęła
gdzieś w Albanii, właśnie tam gdzie podobno widziano Voldemorta. A przecież ona
na pewno wiedziała o Turnieju Trójmagicznym, prawda?
— No tak,
ale to trochę nieprawdopodobne, żeby od razu natknęła się na Voldemorta, nie
uważasz? – spytał Potter.
— Słuchaj,
Harry, ja znałem Bertę Jorkins – rzekł ponuro Syriusz. – Była ze mną w
Hogwarcie, parę klas wyżej ode mnie i twojego taty. Straszna idiotka. Bardzo
wścibska, ale rozumu ani za grosz. A to nie jest dobre połączenie. Według mnie,
bardzo łatwo wciągnąć ją w pułapkę.
— Więc
Voldemort mógł się dowiedzieć o turnieju – zrozumiała Blackówna. – To chcesz
powiedzieć? Uważasz, że Karkarow nadal jest jego sługą.
— Nie wiem –
powiedział powoli Syriusz. – Po prostu nie wiem… Karkarow wydaje się być
człowiekiem, który nie zrobi niczego, jeżeli nie ma pewności, że ma mocne
plecy. Ale ktokolwiek wrzucił nazwisk Harry’ego do Czary Ognia, zrobił to w
jakimś celu, a tak mi się zdaje, że ten turniej to bardzo dobra okazja, żeby
zaatakować i upozorować wypadek…
— Z mojego
punktu widzenia to naprawdę znakomity plan – przyznał ponuro Harry. – Będą
sobie stać i przyglądać się spokojnie, jak smoki odwalają za nich czarną
robotę.
— No właśnie…
te smoki – powiedział szybko Syriusz. – Na smoki jest pewien sposób, Harry.
Zapomnij o zaklęciach oszałamiających, smoki są bardzo silne i mają za dużo
magicznej mocy, żeby je pokonać jednym oszałamiaczem. Trzeba z pół tuzina
czarodziejów, żeby pokonać smoka. Ale możesz tego dokonać. Jest pewien sposób,
jedno dość łatwe zaklęcie. Po prostu…
Nagle Leila
usłyszała za plecami czyjeś kroki. Gestem uciszyła chłopaków. Ktoś schodził po
spiralnych schodach prowadzących do sypialni. Serce zaczęło łomotać jej w
piersi. Spojrzała z przestrachem na Syriusza, a potem na Harry’ego, który
syknął cicho do Blacka:
— Znikaj!
Uciekaj! Ktoś idzie!
Leila i
Harry równocześnie zerwali się na równe nogi, zasłaniając sobą kominek, w
obawie, że ktoś mógłby zobaczyć Syriusza. Oboje byli świadomi ryzyka, jakie
niosło ze sobą spotkanie z Blackiem. Wiedzieli, że gdyby coś się wydało
Ministerstwo nie dałoby im spokoju. Ciche pyknięcie uświadomiło im, że Syriusz
zniknął. Krukonka odetchnęła z ulgą. Ktokolwiek postanowił się wybrać na spacer
o pierwszej w nocy, nie pozna ich sekretu…
***
Leila była
naprawdę szczęśliwa i dumna, że ten durny Potter dał radę! Po uzyskaniu
informacji o smokach, przerwanej w najważniejszym momencie rozmowie z Syriuszem
i całym stresie z tym związanym, naprawdę zaczęła obawiać się o przyjaciela.
Następnego dnia natychmiast powiadomili Granger o przebiegu rozmowy z Blackiem,
o tym jak opowiedział im o Karkarowie, o jego domysłach i o tym, że już miał im
podać niezbędne zaklęcie, kiedy w pokoju wspólnym pojawił się Ron. Po
przeanalizowaniu wszystkiego, zgodnie zadecydowali, że sprawą priorytetową jest
utrzymanie Pottera przy życiu i pokonanie smoka, a później zajmą się kwestią
Karkarowa. Hermiona natychmiast skierowała ich do biblioteki, a oni z braku innego
wyjścia spędzali tam każda możliwą chwilę, czytając książki i słuchają narzekań
Granger na Kruma i jego fanki. Leila i Harry domyślali się, że zarówno Maxime,
jak i Karkarow powiedzieli swoim reprezentantom o smokach i postanowili
poinformować ostatniego, nieświadomego uczestnika. Dlatego Potter złapał
Cedrika i powiedział mu, co ich czeka. Tego samego dnia pojawił się Moody,
który na całe szczęście podpowiedział Gryfonowi, co powinien zrobić w trakcie
pierwszego zadania i… Udało się!
Potter
przeżył, wyminął smoka i zdobył złote jajo. W dodatku zrobił to z najlepszym
czasem. Leila, Hermiona i o dziwo także Weasley biegli w kierunku namiotu
reprezentantów, żeby spotkać się z Harrym. Kiedy weszli już do środka, chłopak
siedział niespokojnie, rozglądając się dookoła. Granger wpadła pierwsza,
rzucając się na Pottera, Blackówna weszła za nią opanowana, a Ron nieco
zawstydzony trzymał się z tyłu.
— Byłeś
wspaniały! – krzyknęła Hermiona piskliwym głosem, przytulając do siebie
Gryfona. – Byłeś zdumiewający! Niesamowity!
— Brawo,
Potter! – zawołała z uznaniem Leila, klepiąc go w ramię. – Nie dałeś się zabić!
Harry
skinął im głową, ale ciągle wpatrywał się w Rona, który stał z boku ze
spuszczoną głową.
— Harry –
powiedział bardzo poważnym tonem – nie wiem, kto wrzucił twoje nazwisko do
czary… ale uważam, że… że chciał cię wykończyć!
— A więc
wreszcie to do ciebie dotarło? – zapytał chłodno Harry. – Potrzebowałeś dużo
czasu.
Hermiona
patrzyła niespokojnie to na jednego, to na drugiego. Leila wywróciła teatralnie
oczyma, czując nadciągającą operę mydlaną. Ron otworzył usta, ale zawahał się.
Nikomu nie chciało się tego słuchać.
— Już
dobra, zapomnijmy o tym.
— Nie, nie
powinienem… — tłumaczył się Weasley.
— Daj
spokój!
— No już,
już… — zawołała Blackówna. – Tylko mi tu kobietki nie płaczcie ze wzruszenia!
Chłopcy
uśmiechnęli się równocześnie, a Hermiona momentalnie zalała się łzami.
— Wy
wszyscy jesteście głupi! – krzyknęła, tupiąc, a łzy kapały jej obficie na
szatę. A potem, zanim zdołali ją powstrzymać, uścisnęła każdego z osobna, nawet
Leilę i wyleciała z namiotu, rycząc z radości.
— Chce to
obwieścić całemu światu, czy co? – powiedział Ron, kręcąc głową. – Chodźcie,
zaraz dadzą punktację.
Jurorzy
okazali się bardzo przychylni, no, może nie wszyscy. Harry, po tym jak otrzymał
osiem punktów od madame Maxime, po dziewięć od Croucha i Dumbledore’a, dziesięć
od Bagmana i cztery od Karkarowa, zdobył pierwsze miejsce ex aequo z Wiktorem
Krumem.
Leila i Ron
czekali na Pottera przed namiotem reprezentantów, gdzie Harry musiał się udać
po ogłoszeniu wyników. Weasley ciągle był nieco zawstydzony i małomówny. Po raz
pierwszy, od kiedy Czara Ognia wyrzuciła nazwisko jego przyjaciela, rozmawiał z
Blackówną. Krukonka uważała, że chłopak słusznie odczuwa wstyd, bo to mu się
należy. Jednak nie mogła również udawać, iż nie cieszy się z takiego obrotu
spraw. Potter i Weasley to duet, który nie powinien się rozstawać.
— Leila –
odezwał się niepewnie Ron, a dziewczyna mruknęła na znak, że go słucha. – Czy
ty i Harry… no wiesz…
— Nie wiem
– stwierdziła, patrząc na niego ze zdziwieniem. – O co ci chodzi?
— Bo wy
byliście wtedy w naszym pokoju wspólnym i pomyślałem…
— Lepiej
nie myśl!
— Gdybyście
byli razem… — pogrążał się coraz bardziej.
— To ty
nawet nie wiesz, że Harry jest z Hermioną? – udała zdziwienie, a chłopak
zachłysnął się powietrzem. – Myślałam, że czytałeś wszystkie wywiady z Harrym.
— Przecież
wiesz, że ja… — próbował wybrnąć z nieprzychylnej dla niego sytuacji, ale Leila
przerwała jego nieudolne starania i roześmiała się wesoło. Brakowało jej tego.
Irytowanie Harry’ego miało swoje uroki, ale najzabawniejsze było wkręcanie
Rona.
***
Wraz z
końcem pierwszego zadania i kłótni między Harrym i Ronem wszystko wróciło do
normy. Szkolna rutyna garnęła Leilę, już przywykła do obecności uczniów z
innych szkół, do spotykania Kruma w bibliotece, Nikołaja, który coraz częściej
widywał się z Sue i ślicznej Fleur, która najwidoczniej próbowała upolować
wszystkich przystojnych chłopaków w Hogwarcie. Natłok nauki sprawił, że prawie
zapomniała o trwającym turnieju. I gdyby nie rozmowy na temat tajemniczego,
złotego jaja, które miało być dla Pottera podpowiedzią i wizytacje Rity
Skeeter, próbującej znaleźć kolejną sensację, wszystko mogłoby być takie jak
zawsze.
I być może
byłoby normalne, gdyby nie jedna pamiętna lekcja zaklęć, po której profesor
Flitwick poprosił Krukonów, by chwilę zostali w sali. Młodzi wychowankowie
Ravenclawu rozsiedli się na ławkach w pierwszym rzędzie, gromadząc się wokół
nauczyciela, który odchrząknął i zaczął mówić:
— Od samego
początku Turnieju Trójmagicznego istnieje pewna tradycja, którą jest Bal
Bożonarodzeniowy. To niesamowita okazja by bliżej poznać i zacieśnić stosunki z
naszymi zagranicznymi gośćmi — oznajmił swoim piskliwym tonem Flitwick i
uśmiechnął się do swoich wychowanków. — Co prawda bal jest tylko dla uczniów od
czwartej klasy wzwyż, ale każdy z was może zaprosić kogoś młodszego.
Dookoła
wszyscy zaczęli szeptać między sobą i okazywać ogólne zainteresowanie
inicjatywą. Leila skutecznie ignorowała słowotok podnieconej Sue, która była
święcie przekonana, że na następnym spotkaniu Nikołaj na pewno ją zaprosi i
jeżeli tak się stanie, to muszą koniecznie wybrać się na zakupy do Hogsmeade,
bo sukienka wybrana przez jej mamę, kompletnie nie nadaje się na taką imprezę.
— Panna Li
oczywiście ma rację — mówił dalej profesor, najwidoczniej słysząc wywód Sue, bo
spojrzał na nią rozbawiony. — Obowiązuje strój odświętny, oczywiście w
granicach dobrego smaku i rozsądku, drogie panie. — Spojrzał na zebrane
dziewczyny znacząco. — Bal rozpocznie się w Wielkiej Sali o ósmej wieczorem w
dzień Bożego Narodzenia, a zakończy się o północy. To doskonała okazja, żeby oderwać się od
codziennej rutyny i trochę się rozerwać!
I zaczęło
się! Dla Leili oznaczało to powtórkę z rozrywki. Przed oczami miała całe to
zamieszanie, ogólny zachwyt i podniecenie co na początku roku, gdy ogłoszono,
że Turniej Trójmagiczny będzie miał miejsce w Hogwarcie. Lista osób
pozostających w zamku na święta znacznie się wydłużyła, a na szkolnym korytarzu
nagle pojawiło się o wiele więcej uczniów. Blackówna nie zdawała sobie sprawy,
że jest ich aż tylu! Z rozbawieniem i zarówno zażenowaniem przyglądała się, jak
jej koleżanki i koledzy usilnie próbują zaprosić się na bal. Dziewczyny
przechadzały się wystrojone i wymalowane po korytarzach, przesiadywały na
dziedzińcu, licząc, że w końcu któryś z chłopców odważy się zaprosić jej. A
panowie nie raz próbowali podejść do swojej wybranki, ale zazwyczaj kończyło
się to fiaskiem, bo rezygnowali w ostatniej chwili. Patrząc na to wszystko z
boku, Leili wydawało się, że obserwuje drapieżnika polującego na ofiarę, ale
nadal zastanawiała się kto był tu w roli dominującej. Bawiły ją te wszystkie
sytuacje, zwłaszcza rozmowy Harry’ego i Rona, którzy rozważali, jaką taktykę
powinni przyjąć, żeby osiągnąć swój cel.
— Dlaczego
one muszą zawsze chodzić stadami? — zapytał raz Harry, kiedy w trójkę
przechodzili obok tuzina Puchonek, które chichotały głośno i patrzyły się
bezczelnie na każdego osobnika męskiego od czwartego roku wzwyż. — Jak mam zaprosić
którąś na bal?
— Mogę ci
zrobić lasso — zaproponował mu Ron.
— Genialny
pomysł, wykorzystaj je i od razu zawiąż sobie sznur na szyi — sarknęła Lelila,
gromiąc wzrokiem drugoklasistkę, która robiła maślane oczy na widok Pottera.
Uważała takie zachowanie za żałosne, ona nigdy nie zniżyłaby się do takiego
poziomu.
O ile Black
myślała, że po ogłoszeniu informacji o Balu Bożonarodzeniowym w zamku zapanował
chaos, tak w ostatnim tygodniu semestru nastał istny armagedon. Pojawiły się
najróżniejsze plotki dotyczące balu, chociaż Leila wątpiła by chociażby połowa
okazała się prawdą. Jedyne w co wierzyła to informacja, że dyrektor wynajął
popularny zespół magiczny — Fatalne Jędze, bo nie miała się co łudzić, że te
osiemset baryłek pitnego miodu, które Dumbledore miał zamówić u madame
Rosmerty, okaże się prawdą. Większość nauczycieli poddała się i nie usiłowała
prowadzić normalnych lekcji, pozwalając uczniom, żyć nadchodzącym wydarzeniem i
rozpływać się nad swoimi partnerami oraz kreacjami.
Leila
przestała chodzić swobodnie po korytarzach, chcąc uniknąć naprzykrzających się
jej chłopców. Wielu próbowało do niej podejść, część rezygnowała od razu,
widząc jej niechętną minę, ale znaleźli się również tacy, którzy ryzykowali.
Odmawiała im wtedy w sposób mało przyjemny i odchodziła. Znużona ciągłymi
spojrzeniami chłopców, zaczęła każdą przerwę spędzać w bibliotece razem z załamanymi
faktem, że nadal nikogo nie znaleźli Harrym i Ronem oraz Hermioną. Niestety nie
mogła odciąć się od tematu balu, był on wszechobecny i wszyscy o nim mówili.
— Musimy to
zrobić… musimy kogoś zaprosić — zadecydował pewnego dnia Weasley, kiedy podczas
przerwy obiadowej, kryli się między regałami z książkami. — Bo w końcu zostanie
nam para jakichś trollic.
Hermiona
prychnęła oburzona znad jakiegoś opasłego tomu o tematyce transmutacyjnej.
Leila spojrzała na jej urażoną minę z rozbawieniem.
— Para
czego?
— Sama
rozumiesz — odpowiedział Ron, wzruszając ramionami — że wolałbym pójść sam niż…
na przykład, z Eloise Midgen.
— Trądzik
już jej prawie zniknął… i jest naprawdę miła!
— Ma
scentrowany nos — zauważyła rozbawiona Leila, czując, że dolewa oliwy do ognia.
Ron pokiwał głową, zgadzając się z jej komentarzem.
— Och,
teraz rozumiem — powiedziała Hermiona, mierząc Weasley’a pogardliwym spojrzeniem.
Na Black nie zwróciła nawet uwagi. — A więc zamierzasz iść z jakąś superlaską,
choćby była nawet najokropniejszą jędzą?
— Tak, to
chyba brzmi rozsądnie — stwierdził Ron, a Granger zatrzasnęła książkę i
trzymając ją pod pachą, wyszła z biblioteki.
Leila poniekąd
rozumiała potrzeby Rona. Oczywiście nie popierała całej tej szopki, gardziła
rozchichotanymi dziewczynami i śmiała się ze speszonych chłopców, ale
wiedziała, że Weasley postawił sobie jako punkt honoru, przyjść na bal z jakąś
w miarę atrakcyjną panną albo nie przyjść wcale. Jednak przez kolejne dni
irytowało ją to, że rudowłosy mówił tylko i wyłącznie o znalezieniu partnerki,
a kiedy w końcu spróbował zaprosić Fleur Delacour, wyśmiała go głośno, nie
pozostawiając na nim suchej nitki. Potter też oberwał, bo spóźnił się i zapytał
Cho za późno.
Blackówna
coraz częściej przesiadywała w bibliotece i coraz częściej wpadała tam na
Wiktora Kruma, który włóczył się między regałami posępny i milczący. Krukonka
zastanawiała się, czy on w ogóle umie mówić. Pozostali chłopcy darowali sobie i
już nikt jej nie pytał o to, czy Leila pójdzie z którymś z nich na bal.
Dziewczyna ciągle zastanawiała się nad tym, czy chce jej się iść na tą imprezę,
ale wiedziała, że jeżeli pójdzie to sama.
— To jakiś
obłęd! — warknął Ron na dwa dni przed balem. — Tylko my zostaliśmy na lodzie…
no, oprócz Neville’a.
Znowu
zasiedli w bibliotece. Tym razem nawet nie próbowali udawać, że się uczą.
Usiedli po prostu w najbardziej oddalonym kącie i rozmawiali spokojnie. Tego
dnia dołączyła do nich również Ginny, siostra Rona, która podkochiwała się w
Potterze od… no zawsze. Tylko, że on
tego nie zauważał. Rozprawiali właśnie o niesamowitym akcie odwagi ze strony
Longbottoma, który postanowił zaprosić Hermionę na bal, ale ona mu odmówiła.
Podobno wykręciła się tym, że już z kimś
idzie.
— Po prostu
nie chciała iść z Neville’em. No bo kto by chciał? — odezwał się Ron.
— Przestań!
— oburzyła się Ginny. — Nie wyśmiewaj się…
— Sue
ostatnio opowiadała mi, że widziała Granger na błoniach, kiedy rozmawiała z
Krumem — odezwała się Leila, uderzając paznokciami o blat stołu. — Jest święcie
przekonana, że to on ją zaprosił.
— Nie
wierzę! — stwierdził Weasley i w tym momencie tuż za nim pojawiła się Hermiona.
— Dlaczego
nie było was na kolacji?
— Oboje
właśnie dostali kosza od dziewczyn, które chcieli zaprosić — wypaliła Ginny, a
na twarzy Hermiony pojawiła się satysfakcja.
— Co, Ron,
wszystkie laski już zajęte?
— Hermiono,
przecież TY jesteś dziewczyną! — wykrzyknął, jakby odkrył coś na miarę kamienia
filozoficznego, a Leila parsknęła niepohamowanym śmiechem. Tym stwierdzeniem
wygrał wszystko.
— Och, ale
jesteś bystry — odpowiedziała jadowicie Granger.
— Mam dość —
stwierdziła Black, nadal się śmiejąc. — Nie chcę patrzeć, jak dalej się
pogrążasz, Ron… Zmywam się!
Uśmiechnęła
się jeszcze do Pottera, który kiwnął jej głową i wyszła. Była już nieopodal wejścia
do wieży Ravenclawu, marząc jedynie o swoim łóżku, miała nadzieję, że Sue
daruje jej kolejne sensacje na temat Nikołaja. Jednak nagle ktoś zastąpił jej
drogę. Nie spodziewała się, że kogoś spotka, tym bardziej kogoś takiego. Zderzyła się z samym Wiktorem
Krumem! Chłopak górował nad nią tak, że musiała zadrzeć nos żeby spojrzeć na
niego. Jego bystre oczy wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że
Blackówna poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
— Witaj —
powiedział, mocno kalecząc angielski.
— Mogę w czymś
pomóc? — spytała zmęczonym tonem. Wolałaby znaleźć się teraz w swoim
dormitorium.
— Widziałem
cię w bibliotece — stwierdził i wykrzywił twarz, co miało chyba oznaczać
uśmiech.
—
Zauważyłam — mruknęła, krzyżując ręce na piersi i przystępując z nogi na nogę. —
Nie było to trudne.
— Nu, i jak
pomyślałem, że może masz ochotę pójść na bal ze mną.
— Słucham? —
zdziwiła się, otwierając szeroko oczy. To było ogromne zaskoczenie. Wydawało
jej się, że zaprosił Hermionę, znaczy nie jej, a Sue, ale dziewczyna zawsze
miała rację w takich sprawach i Leila jej uwierzyła. Myślała, że Krum dla
Granger pojawiał się w bibliotece, a on teraz próbował jej powiedzieć, że robił
to dla niej…
— Nu, pytam
czy chcesz pójść na tańce? — powtórzył Bułgar, a Leila zamrugała kilkakrotnie.
— Myślałam,
że zaprosiłeś Hermionę…
—
Rozmawiałem z Hermi-ją-niną, bo
widziałem, że spędzacie razem dużo czasu — wyjaśnił Krum, znowu się
uśmiechając. Leila westchnęła, czy on myśli, że Granger jest jej psiapsiółką? Och, nawet nie wie, w jakim
jest błędzie. Ciekawe czy Gryfonka napaliła się na wizję pójścia na bal z
najsłynniejszych szukającym i jak zareagowała na to, kiedy Krum spytał ją o
Leilę? — To jak, Lei-jla, chcesz iść ze mną na bal?
— Leila —
jęknęła rozgoryczona, czując, że jemu nie będzie tak łatwo odmówić.
Kochani, oto pierwsza część dziesięcio-rozdziałowego opowiadania pt.: Wierna. Zbetowała go oczywiście cudowna Atria Adara, która wspierała mnie bardzo podczas pisania. Dziękuję Ci, Kochana! Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Muszę zaznaczyć, że pojawia się sporo fragmentów z książek Rowling - tutaj akurat z Czary Ognia i Więźnia Azkabanu. Czasami jedynie się wzorowałam, czasami osadzałam swoją postać w danej sytuacji, a czasami zmieniałam prawię wszystko. Tak tylko mówię, żeby nie było...
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Dodając ten rozdział kończę bardzo pracowity wrzesień. W niedziele pojawi się podsumowanie, a na początku przyszłego tygodnia planer na październik.
To tyle na dzisiaj. Życzę miłego piątku!
Jakie to długie... Ale to dobrze. Im dłużej, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńPostać Leili jest naprawdę ciekawa (swoją drogą duży plus za wzięcie tak rzadkiego i ładnego imienia) i świetnie wplotłaś ją w kanon. Podejrzewam, że to, kim jest Leila i skąd pochodzi, wyjaśni się dopiero w ostatnim rozdziale. Mam rację, czy nas zaskoczysz?
Pozdrawiam
Oj długie, długie... I kolejne rozdziały "Wiernej" będą równie długie. Cieszę się, że Ci się podoba! Kim jest Leila, okaże się pod koniec opowiadania, może nie w ostatnim rozdziale, ale na pewno pod koniec :)
UsuńPozdrawiam
Świetnie napisane, naprawdę jestem pod wrażeniem, co do przedstawienia Leili, uważam że bardzo dobrze ją wykreowałaś. Te wypowiedzi, gesty...wszystko się zgadza :D Jedyne czego brakuje w tym rozdziale to przystojny Wiktor Krum hahah :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPodoba Ci się kreacja Leili! Bardzo mi na tym zależało :) Więcej Wiktora będzie w kolejnej części, bez obaw :)
UsuńPozdrawiam