30.09.2016

Wierna - Rozdział I

            Uczta, którą organizowano z okazji Nocy Duchów, była jedną z najbardziej wyczekiwanych okazji przez uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Chociaż tym razem ta uroczystość ciągnęła się w nieskończoność. Być może dlatego, że to już druga tak wystawna i patetyczna ceremonia w ciągu dwóch dni i nic, ani niesamowici goście z dalekich stron, ani nadzwyczajne potrawy nie sprawiały, że Leila Black zapałałaby jakąkolwiek ekscytacją względem tego, co działo się dookoła niej.
            Leila Black była czternastoletnią dziewczyną o bujnych czarnych włosach, które spływały po ramionach, formując się w długie, lśniące loki, tym razem związane w wysoką kitkę, by nie przysłaniały bladej twarzy. Kolor jej skóry kontrastował z czerwonymi, pełnymi ustami, naturalnie wykrzywionymi w delikatny uśmiech, i czarnymi, błyszczącymi wesoło oczami, które bystro spoglądały na to, co działo się dookoła. Leila była wysoką, zgrabną dziewczyną, można było już u niej dostrzec wyraźne zarysy kobiecych kształtów, a w każdym jej ruchu wybrzmiewała wrodzona gracja i pewność siebie. Panna Black nie należała do osób pospolitych, miała niewątpliwy dar do zdobywania wiedzy, odznaczała się ambicją i wytrwałością w dążeniu do wyznaczonych sobie celów, z łatwością przychodziła jej nauka i nie musiała się trudzić o to, by zostać przez innych dostrzeżoną. Jednak jej zachowanie często pozostawiało wiele do życzenia. Była bardzo charakterną dziewczyną, która zdecydowanie wiedziała czego chce, czasami nieco pyskatą, odrobinę za bardzo wyniosłą i sarkastyczną. Każda jej wypowiedź wręcz ociekała ironią, często bywała bezczelna, przez co określano ją mianem zadziornej. Trzymała wszystkich na dystans, chociaż i tak niewielu próbowało się z nią zaprzyjaźnić, mimo że wzbudzała niemałe zainteresowanie. Co było tego powodem? Charakter, wygląd, a może owiane tajemnicą nazwisko?
            Leila sapnęła znudzona i zaczesała kilka niesfornych kosmyków za ucho. Ogólne podniecenie i wyczekiwanie nie udzielało jej się w żadnym stopniu. Cała ta szopka związana z Turniejem Trójmagicznym, delegacjami z Beauxbatons i Durmstrangu oraz Czarą Ognia niespecjalnie ją ruszała. Chociaż musiała przyznać, że przez długi czas nie zapomni widoku Weasleyów z długimi, majestatycznymi brodami, które sobie sprawili, gdy próbowali wrzucić swoje nazwiska do Czary. Oj tak, będzie im wiecznie wypominać ten nieudany wyskok… Jednak obecność Francuzów przy stole Krukonów potwornie ją irytowała, a już zwłaszcza ta wila, Fleur Delacour, która wręcz zamiatała swoimi długimi włosami podłogę, wdzięcząc się do wszystkich facetów z Michaelem Cornerem na czele. Black rozejrzała się po Wielkiej Sali, z zażenowaniem obserwując, jak wszyscy nadwyrężają sobie szyje, zaglądając Dumbledore’owi do talerza i sprawdzając czy już nadszedł ten czas, kiedy to dowiedzą się, kto będzie reprezentował każdą ze szkół w turnieju.
            W końcu talerze zalśniły czystym złotem i wszyscy zaczęli między sobą rozmawiać w podnieceniu. Leila odetchnęła z ulgą. Nie wyczekiwała tego momentu, pragnęła tylko, by ta uczta już się skończyła. Naprawdę nie interesowało jej to, kto zostanie wytypowany, nie znała nikogo z Beauxbatons ani z Durmstrangu, no oprócz Kruma, którego znali wszyscy, więc nie miała komu kibicować… A reprezentant Hogwartu, cóż… Warrington, Johnson, Diggory, czy to jakaś różnica? Ważne, żeby ta szopka się już skończyła. Dumbledore podniósł się z krzesła. Siedzący po jego bokach profesor Karkarow i madame Maxime wydawali się równie spięci i podnieceni jak wszyscy. Ludo Bagman uśmiechnął się i mrugał do niektórych uczniów. Pan Crouch natomiast sprawiał wrażenie, jakby go to wszystko niewiele obchodziło, a nawet jakby się trochę nudził. Chociaż ktoś czuje to co ja, pomyślała Leila, przyglądając się szefowi Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
— Czara jest już prawie gotowa, by dokonać wyboru — rzekł Dumbledore. — Myślę, że to jej zajmie jeszcze minutę. Kiedy zostaną ogłoszone nazwiska reprezentantów, proszę, by tutaj podeszli, przemaszerowali wzdłuż stołu nauczycielskiego i weszli do przylegającej komnaty, gdzie otrzymają pierwsze instrukcje.
            Dyrektor wyjął różdżkę i machnął nią szeroko, a natychmiast pogasły wszystkie świece z wyjątkiem tych w wydrążonych dyniach. Czara Ognia była teraz najjaśniejszym punktem w całej sali; bladoniebieskie płomienie pełzające nad krawędzią naczynia prawie oślepiały i nagle poczerwieniały. Buchnęły iskry. W następnej chwili z czary wystrzelił długi język ognia, z którego wyleciał nadpalony kawałek pergaminu. Rozległy się zduszone okrzyki.
— Reprezentantem Durmstrangu będzie… — przeczytał mocnym, czystym głosem — Wiktor Krum!
— Żadna niespodzianka — mruknęła ponuro Leila, patrząc, jak młody mężczyzna wstaje od stołu Ślizgonów i idzie w kierunku Dumbledore’a.
            Oklaski i wrzawa powoli zamierały. Sytuacja na nowo się powtórzyła i Czara Ognia ponownie rozkwitła czerwienią. Drugi kawałek pergaminu wyleciał w powietrze.
— Reprezentantem Beauxbatons jest Fleur Delacour!
            Większość obecnych westchnęła z zachwytu, gdy dziewczyna wstała z gracją i odgarnęła do tyłu srebrno—blond włosy. Kilka innych dziewcząt zalało się łzami i szlochały głośno z głowami ukrytymi w ramionach. Kiedy Fleur zniknęła w bocznych drzwiach, w ślad za Krumem, napięcie w Wielkiej Sali wzrosło do granic możliwości. Teraz przyszedł czas na reprezentanta Hogwartu…
            I ponownie zaczerwieniły się płomienie, i znowu buchnął snop iskier, język ognia wystrzelił w powietrze, a Dumbledore pochwycił trzeci kawałek pergaminu.
— Reprezentantem Hogwartu jest Cedrik Diggory!
            Ryk przy stole Hufflepuffu był ogłuszający. Wszyscy Puchoni zerwali się na równe nogi, wrzeszcząc i tupiąc, kiedy uśmiechnięty Cedrik ruszył ku komnacie za stołem nauczycielskim. Wiwaty dźwięczały jeszcze długo, aż do momentu, gdy Dumbledore ponownie zabrał głos. Leila jednak nie skupiała się na słowach dyrektora. Ciągle przyglądała się czarze, która nagle ponownie zabarwiła się na czerwono i wyrzuciła jeszcze jeden kawałek pergaminu. Dumbledore machinalnie złapał papier i wyciągając go przed siebie, wytrzeszczył oczy. W całej sali zapadła cisza, której nikt nie śmiał przerwać. A potem dyrektor odchrząknął i przeczytał:
— Harry Potter!
            Leila wyprostowała się jak struna i natychmiast zwróciła głowę w stronę stołu Gryfonów, gdzie siedział Potter. To nie możliwe, on nie może być aż takim kretynem! Tym razem nie było żadnych oklasków ani wiwatów, słychać było tylko ciche, oburzone szepty. Harry wstał i ruszył niepewnie w stronę stołu nauczycielskiego, a wszyscy śledzili każdy jego ruch. On nie mógł tego zrobić, myślała Leila, patrząc w ślad za Potterem, który zniknął za drzwiami.
***
            Korytarz był całkowicie pusty. Towarzyszyły jej jedynie cienie i spojrzenia ciekawskich portretów, nikt nie zapytał jej gdzie idzie po ciszy nocnej ani kiedy wróci — wszyscy żyli sensacją, która miała dzisiaj miejsce. Leila przystanęła w mroku, opierając się plecami o zimną kamienną ścianę i zerkając na klatkę schodową w oczekiwaniu na największego frajera dzisiejszego dnia.
            Nie chciała nawet myśleć o tym, co pokusiło tego faceta do zrobienia czegoś tak idiotycznego. Nie pojmowała tego, jak mógłby to zrobić. Zresztą to w ogóle nie było w jego stylu… A może on wcale tego nie zrobił?, zastanawiała się Black, rozważając wszystkie możliwości. Czy znowu ktoś chciał go załatwić? Od tylu lat nieskutecznie próbowano zabić Pottera, może tym razem wrzucono jego nazwisko do Czary Ognia z nadzieją, że sam się wykończy podczas jednego z zadań turnieju. W końcu Pettigrew ciągle był na wolności i nie wiadomo, gdzie teraz przebywa, a, co gorsza nie wiadomo z kim…
— No, no, no — głos Grubej Damy wyrwał ją z zamyślenia i spostrzegła poruszający się cień pod obrazem. — Violet właśnie mi o wszystkim opowiedziała. Więc kto został reprezentantem szkoły?
— Banialuki — burknął chłopak. Był mniej więcej tego samego wzrostu co Leila, raczej drobnej postury. Jego czarne włosy sterczały w każdym kierunku, ale nie to najbardziej przykuwało uwagę, a bystre, po prostu dobre spojrzenie zielonych niczym trawa oczu.
— Proszę, proszę… — odezwała się Black, wychodząc z cienia i zerkając na Harry’ego spod przymrużonych powiek. — Po raz kolejny dałeś się wrobić w niezłe bagno, Potter.
— Przyszłaś tu tylko po to, żeby się nabijać? — zapytał zdenerwowany, spoglądając w jej stronę. Leila podeszła bliżej niego i uśmiechnęła się kpiąco, widząc jego złość. — Jeśli tak, to możesz już sobie iść.
— Nie po to wlokłam się tu z wieży Ravenclawu, żebyś mnie od razu spławił — stwierdziła i skrzyżowała ręce na piersi. — Oczekuję wyjaśnień.
— Nie ty jedna — mruknął i kopnął z całej siły w ścianę, co spotkało się z oburzeniem Grubej Damy. — Posłuchaj, Leila, ja tego…
— Nie zrobiłeś — dokończyła za niego i posłała mu jeden ze swoich mniej złośliwych uśmiechów. — Wiem to, Potter.
— Wiesz? — zdziwił się Harry i jakby pod wpływem ulgi, jakiej właśnie doznał, oparł się ciężko o ścianę.
— Jasne, że tak… — Black stanęła obok Harry’ego, również opierając się o mur. — Faktycznie, w pierwszej chwili pomyślałam, że mogłeś to zrobić. W końcu tyle o tym gadałeś z Ronem i resztą, mówiłeś, że zrobiłbyś to w nocy, tak żeby nikt nie widział. Jednak później pomyślałam, że nie możesz być aż takim kretynem.
— Dzięki — prychnął Potter i nadąsał się jak mała dziewczynka. — Na ciebie zawsze można liczyć.
— Oczywiście! — Uśmiechnęła się promiennie i szturchnęła chłopaka ramieniem. Przez chwilę milczeli, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się tego dnia, aż w końcu Black zadała pytanie, które krążyło po ich głowach. — Masz może jakieś przypuszczenia, kto wrzucił twoje nazwisko do czary?
— Nie wiem, Leila — westchnął. — Ale ktokolwiek to był, z pewnością chce mojej śmierci.
— Myślisz, że to Pettigrew?
— Nie, nie wróciłby do Hogwartu. — Harry pokręcił przecząco głową. — Ale to ktoś, kto jest z nim powiązany…
— Masz na myśli Voldemorta? — Potter nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się przed siebie, jakby się nad czymś gorączkowo zastanawiał.
— Ostatnio coraz częściej boli mnie blizna — powiedział w końcu powoli, podkreślając każde kolejne słowo. — Zawsze mnie boli, kiedy on jest w pobliżu. W pierwszej klasie, kiedy Quirrel próbował wykraść kamień filozoficzny i…
— W Komnacie Tajemnic też. To przez jego dziennik, wtedy również bolała cię blizna — zauważyła Leila, a Harry pokiwał niemrawo głową.
— Obawiam się, że coś się zbliża, jakieś kłopoty…
— A tam gdzie kłopoty, tam zawsze jesteś ty — zażartowała Blackówna.
— Chciałaś powiedzieć: my.
***
            To co się działo w Hogwarcie po tym, jak okazało się, że będzie dwóch reprezentantów szkoły i do tego jeden z nich jest nieletni, wydawało się niemożliwe do opisania. Nagle, tak z dnia na dzień, pojawiły się setki plotek opowiadających o tym, jak udało się Potterowi wrzucić swoje nazwisko do Czary Ognia. Na nieszczęście dla Harry’ego, oprócz Gryfonów, nikt nie cieszył się z tego, że został on reprezentantem. Dlatego nic dziwnego, że chłopak nie zjawił się w Wielkiej Sali na śniadaniu. Na jego miejscu Leila również zaszyłaby się gdzieś w kącie, unikając wszystkich ludzi, tych, którzy spoglądali na niego z pogardą, a także tych zaszczycających go oklaskami. Blackówna zauważyła już tego dnia braci Creeveyów, szukających z rozradowanymi minami Harry’ego. Przed nimi na pewno się ukrył.
Leila chwyciła dwie babeczki czekoladowe i owinęła je w serwetkę, a potem wstała z zamiarem znalezienia Pottera. Postanowiła zacząć od boiska quidditcha, bo jeżeli Harry w ogóle zwlekł się z łóżka, to na pewno tam się schował. Wychodząc z Wielkiej Sali, dostrzegała grupy ludzi, którzy rozmawiali między sobą o najnowszych wydarzeniach. Dało się słyszeć pełne pogardy komentarze względem Gryfona, spekulacje na temat jego wybryku i zakłady co do tego ile wytrzyma nim da się zabić. Zauważając Black od razu milkli, a ona zerkała na nich obojętnie, wiedząc, że żadne jej słowa ani gesty nie sprawią, iż zmienią zdanie. Leila wyszła z zamku i szybko omiotła wzrokiem błonia. Spojrzała w kierunku Zakazanego Lasu, a potem w stronę jeziora, gdzie potężny statek Durmstrangu odbijał się w ciemnej wodzie, jednak nigdzie nie dostrzegła czarnej czupryny Pottera. Chłodne powietrze owiało jej twarz, sprawiając, że jej długie włosy zatańczyły na wietrze. Nagle za jej plecami otworzyły się wrota zamku i usłyszała znajomy głos.
— Przecież nikomu nie udałoby się oszukać Czary Ognia albo przekroczyć linii Dumbledore’a…
            W wejściu stanęła ta osoba, której Leila szukała, a obok niej Hermiona Granger — dziewczyna z burzą ciemnych, brązowych włosów na głowie, oczach w tym samym kolorze i trochę za dużych zębach, w swoim zwyczaju trzymała pod pachą grubą książkę. Harry szedł obok niej, jedząc grzankę. Najpewniej opowiadał jej właśnie to samo, co dzień wcześniej Blackównie.
— Widziałaś dzisiaj Rona? — przerwał jej nagle Harry, a Granger zawahała się. Widocznie nie wiedziała co odpowiedzieć, ale Black wyręczyła ją.
— Był na śniadaniu — odezwała się głośno, przywołując tym samym uwagę dwójki Gryfonów. — A skoro już o tym mowa — mówiła dalej, patrząc znacząco na suche grzanki. Potter zerknął na babeczki, które Leila trzymała w dłoni i oczy mu się zaświeciły na ich widok. Hermiona fuknęła rozzłoszczona, a Blackówna uśmiechnęła się z satysfakcją. — Trzymaj!
            — Dzięki! — zawołał z wdzięcznością Potter, wypychając sobie usta przysmakiem, a grzanki Hermiony położył na pobliskiej ławce. — Ron wciąż wierzy, że sam się zgłosiłem?
— No… nie, chyba nie do końca — odpowiedziała Hermiona niezbyt pewnym tonem, zerkając w stronę Leili. Dziewczyny nie pałały do siebie wielką sympatią, właściwie to niezbyt się lubiły. Od kiedy Blackówna zaprzyjaźniła się z Harrym na ich drugim roku, ona i Granger ciągle ze sobą rywalizowały w każdej dziedzinie. Właściwie, to Leili nie zależało na udowodnieniu czegoś Gryfonce, robiła to, co chciała, ale widząc jak tamta się stara ją wyprzedzić, dawała z siebie więcej. Hermiona była zazdrosna o Blackównę w kwestii urody, podejścia do życia, relacji z ludźmi, właściwie to w każdym aspekcie.
            — Co znaczy „nie do końca”?
            — Och, Harry, przecież to takie oczywiste! — wybuchła Hermiona, a Leila skwitowała to jedynie wzruszeniem ramion. — On jest zazdrosny!
            — Zazdrosny? — zdziwił się Harry, a Black zachichotała pod nosem, widząc zażenowaną minę Granger. — O co? Przecież chyba by nie chciał zrobić z siebie głupka na oczach całej szkoły, prawda?
            — Zrozum — powiedziała Hermiona cierpliwym tonem — to ty zawsze wzbudzasz ogólne zainteresowanie, przecież sam o tym dobrze wiesz. Wiem, że to nie twoja wina — dodała szybko, widząc, że Harry skrzywił się i otworzył usta; Leila z rozbawieniem przyglądała się, jak Gryfonka próbuje klarownie wyjaśnić wszystko Potterowi i jak kiepsko jej to idzie — wiem, że sam się o to nie starasz… ale… zrozum, w domu Ron wciąż musi rywalizować z braćmi, a ty jesteś jego najlepszym przyjacielem i jesteś naprawdę sławny. Jak ludzie was razem spotykają, to on przestaje istnieć. Jakoś to znosi, nigdy nie robi żadnych uwag, ale chyba tym razem już nie wytrzymał.
            — Ja bym na jego miejscu poszukała jakiegoś dobrego psychologa — odezwała się Leila, rzucając sceptyczne spojrzenie w stronę Hermiony, broniącej tak zażarcie Weasleya. Black lubiła Rona, całkiem dobrze się dogadywali, jednak nie dało się ukryć, że rudzielec często miewa różne, dziwne zagrania, które niekoniecznie jej się podobały. Hermiona już miała jakoś skomentować jej słowa, ale Harry odezwał się pierwszy.
            — Wspaniale — stwierdził gorzko, kopiąc leżący w pobliżu kamień. — Naprawdę super, przekaż mu, Hermiono, że chętnie się z nim zamienię. Powiedz mu, że… proszę bardzo… niech spróbuje… jak to jest, kiedy wszyscy bez przerwy gapią się na twoje czoło…
            — Nic mu nie będę mówiła — ucięła Hermiona. — Sam mu to powiedz. Tylko w ten sposób można to rozwiązać.
            — Harry ma się za nim uganiać, żeby pomóc mu dorosnąć? — spytała sceptycznie Leila.
            — Może mi uwierzy, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności, jak złamię kark albo…
            — To wcale nie jest śmieszne — powiedziała cicho Hermiona. Wyglądała na poważnie zaniepokojoną. — Harry, myślałam nad tym… i wiesz, co powinniśmy zrobić, prawda? Jak tylko wrócimy do zamku…
            — Dać Ronowi zdrowego kopa… — Black odpowiedziała za Pottera, a ten uśmiechnął się rozbawiony. Granger pokręciła z poirytowaniem głową.
            — Musisz napisać do Syriusza. Musisz mu napisać, co się tutaj stało. Przecież prosił cię, żebyś mu donosił o wszystkim, co się dzieje w Hogwarcie. Jakby się spodziewał, że coś takiego może się wydarzyć. Wzięłam kawałek pergaminu i pióro…
            — Nawet o tym nie myśl — rzekł Harry, rozglądając się niespokojnie, czy ktoś ich nie podsłuchuje, ale nikogo nie było. — Wrócił do kraju, bo rozbolała mnie blizna. Jak mu napiszę, że ktoś mnie wplątał w ten turniej to natychmiast przybędzie i…
            — On chciał, żebyś mu o wszystkim donosił — powtórzyła z powagą Hermiona. — Zresztą i tak się o tym dowie…
            — Chociaż raz się z tobą zgadzam, Granger.
***
            Leila czekała na Pottera w sali wejściowej. Wyciągnęła od Neville’a wiadomość, że Harry został wezwany przez tego całego Bagmana, żeby razem z innymi reprezentantami zrobił sobie zdjęcie. Longbottom powiedział jej jeszcze, iż tuż przed eliksirami Potter i Malfoy pojedynkowali się i Hermiona oberwała Densangeo. Blackównie wydawało się to dość zabawne, oczywiście pomijając jej całą niechęć względem Draco, to ironia losu sprawiła, że żeby córeczki dentystów potrzebowały natychmiastowej redukcji. Więcej nie udało jej się dowiedzieć od Neville’a, który najwidocznie tak zestresował się rozmową z nią, że ledwo cokolwiek powiedział.
            Ze zniecierpliwieniem spojrzała na zegarek, zbliżała się pora kolacji i większość uczniów mknęła już w kierunku Wielkiej Sali, a Pottera nadal nie było. Zamiast bliznowatego pojawili się Ślizgoni ze starszych klas. Zaśmiewali się z czegoś i pokazywali na siebie palcami, a kiedy spostrzegli, że Leila im się przygląda, jeden z nich zawołał:
— Black, chcesz coś zobaczyć? — Krukonka uniosła wysoko brew, przywołując na twarz minę świadczącą o jej stosunku do ludzi ich pokroju. Najwyższy z nich wszystkich rzucił coś w jej stronę, a ona z nadzwyczajną zręcznością złapała to. Ślizgoni, zanosząc się śmiechem, weszli do Wielkiej Sali. — Pozdrów Pottera!
Leila spojrzała na przedmiot skryty w jej dłoni. Z pozoru niczym niewyróżniająca się przypinka z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY’EMU PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu. Jednak po chwili te słowa zniknęły i ustąpiły miejsca zielonym literom, formującym się w dwa wyrazy: POTTER CUCHNIE! Black zacisnęła pięść na przypince i spojrzała wściekle w stronę miejsca, gdzie przed chwilą znajdowali się Ślizgoni. Pomijając wszystkie niesnaski między domami, pomijając różnice ideologiczne, pomijając wszystko… Pottera mogła obrażać tylko i wyłącznie ona!
— Co tu robisz?
— O wilku mowa — stwierdziła z uśmiechem, patrząc na Harry’ego. Wyglądał źle, sama nie wiedziała, czy był bardziej zmęczony, czy zły. Spoglądał na nią od niechcenia. — Spójrz, twoje nazwisko zdobi biżuterię.
            — Skąd to masz? — zdenerwował się Potter, wyrywając z jej ręki przypinkę.
            — Harry, proszę cię — jęknęła zirytowana, wywracając oczami. — Trochę dystansu.
            — Łatwo powiedzieć — burknął chłopak. — To nie ty właśnie udzieliłaś przekłamanego wywiadu dla Proroka Codziennego.
            — Widzę, że nie próżnujesz. — Zagwizdała z udawanym podziwem. — Wywiad… Jeszcze trochę i będziesz gwiazdą. Przepraszam, zapomniałam, że już nią jesteś!
            — Daruj sobie, Leila! Ta wariatka Skeeter wypytywała mnie o wszystko, o rodziców, ich śmierć, a jej samopiszące pióro i tak notowało zupełnie co innego. — Ruszyli ku wejściu do Wielkiej Sali. Blackówna przywykła do tego, że wszyscy na nią patrzyli, ale Harry nadal nie mógł tego znieść.
            — Dzisiaj jemy razem — zadecydowała Black, prowadząc Pottera do stołu Gryfonów.
            — Chcesz ze mną zjeść kolację? — zdziwił się czarnowłosy, poprawiając swoje okulary na nosie.
            — Nie schlebiaj sobie, Potter — zaśmiała się wrednie, siadając na końcu stołu Gryffindoru. — Z tego miejsca mam lepszy widok na tego przystojniaka, McLaggena.
            — Uważasz, że on jest przystojny?
            — Oczywiście — odparła pewnie, a Harry spojrzał na nią zniesmaczony. — I do tego potwornie głupi.
            Potter uśmiechnął się na chwilę, ale od razu mina mu zrzedła. Blackówna natychmiast zauważyła, że coś go widocznie gnębi. Leila nie lubiła robić za kółko wzajemnej adoracji, głaskać wszystkich po główkach i mówić, że wszystko będzie dobrze. Nie, to nie było w jej stylu… Black wyznawała zasadę solidnego kopniaka w tyłek. To zawsze pomagało.
            — Potter, jeżeli masz zamiar dołować się przez cały wieczór, to ja sobie idę.
            — Chodzi o to, że to wszystko znowu się dzieje — westchnął Harry, mieszając widelcem w swoim talerzu. — Co roku to samo. Zawsze wszyscy się ode mnie odwracają…
            — Harry… — jęknęła jedynie, nie wiedząc co ma powiedzieć.
            — Ale taka jest prawda, Leila — mruknął, odkładając sztućce. — Zawsze coś się dzieje… Pamiętasz drugą klasę?
            — Kto śmiałby zapomnieć Dziedzica Slytherina? — zażartowała, a Potter spojrzał na nią ze złością. — To właśnie wtedy się poznaliśmy, czyż nie? Nikt nie lubił biednego Harry’ego i tylko ja się nad nim ulitowałam.
            — To prawda…
            — A pamiętasz, jak było rok temu? — spytała go Black, wspierając głowę na dłoniach. Harry zwiesił głowę i westchnął. — Nie mieliśmy lekko… Oboje musieliśmy się zmierzyć z duchami przeszłości.
            — Przestań mówić jak Trelawney — zażartował nieudolnie chłopak.
            — Tak, tak… Nasze wewnętrzne oko spojrzało w głąb naszych dusz i odkryło skrywane od dawna tajemnice, byśmy mogli poznać nasze przeznaczenie — zaskrzeczała Leila, gestykulując rękoma, jakby odprawiała właśnie jakiś mistyczny rytuał, a Potter parsknął śmiechem. Oboje nie znosili lekcji tej starej wiedźmy.
            — Faktycznie, dowiedziałem się sporo o swojej rodzinie, a ty…
            — Dowiedziałam się, że być może mam jakąkolwiek rodzinę — stwierdziła bez żadnych ogródek. — I przez moje nazwisko stałam się niezwykle niebezpieczna i popularna. A skoro już przy tym jesteśmy, napisałeś do niego list?
            — Napisałem, ale jeszcze mi nie odpisał — odpowiedział Potter, rozglądając się, czy aby przypadkiem ktoś ich nie podsłuchuje. — Mam nadzieję, że dobrze gdzieś się schował.
            — Nie musisz się o niego martwić — zapewniła go Leila, nachylając się pod stołem i ściszając głos do szeptu. — W końcu to Black.
***
            6 czerwca 1994 r., Hogwart
            To zdarzenie było niesamowicie dziwne. Ten dzień przyniósł ze sobą natłok wrażeń i emocji, których nikt się nie spodziewał. W tunelu prowadzącym do wyjścia z Wrzeszczącej Chaty zebrała się nadzwyczajna kompania. Na przodzie kroczył dumnie paskudny kot Hermiony Krzywołap, za nim Lupin, Pettigrew i Ron, wyglądający jak zawodnicy ścigający się po trzech w jednym worku. Za nimi maszerowała Hermiona, nad którą szybował profesor Snape, trącając czubkami butów stopnie schodów, utrzymywany w pozycji pionowej za pomocą własnej różdżki, którą niósł Syriusz. Harry i Leila zamykali ten dziwaczny pochód.
            Leila przyglądała się z rozbawieniem, jak bezwładna głowa Snape’a raz po raz obijała się o niskie sklepienie. Dziewczyna miała wrażenie, że Syriusz specjalnie nic nie robi, by temu zapobiec. Wszyscy drżeli ze strachu na myśl o seryjnym mordercy, jakim był Black, a Leila chciała spędzić z tym mężczyzną jak najwięcej czasu. Nie wiedziała, czym było to spowodowane. Już od pierwszej chwili, gdy przeczytała o nim w gazecie, zapragnęła go poznać. W końcu nosili to samo nazwisko…
            — Wiesz, co to oznacza? — zapytał nagle Black Harry’ego, kiedy wlekli się ciasnym tunelem. — Zdemaskowanie Petera Pettigrew?
            — Jesteś wolny — odrzekł Harry.
            — Tak… Ale jestem też… nie wiem, czy ktoś ci powiedział… jestem twoim ojcem chrzestnym.
            — Tak, wiem o tym — odparł Potter, a Leila uśmiechnęła się w duchu. Pamiętała, jak Harry przeżywał to, że domniemany zdrajca jego rodziców jest jego chrzestnym. Ona śmiała się wtedy z niego, iż powinien się cieszyć, bo to nie on jest z nim spokrewniony.
            — No więc… twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem — powiedział sucho Black. — Na wypadek, gdyby coś im się stało… Oczywiście zrozumiem cię, jeśli będziesz chciał nadal zostać ze swoją ciotką i wujem. Ale… no… zastanów się. Bo kiedy zostanę oczyszczony z zarzutów… to jeśli chciałbyś mieć… inny dom…
            Blackówna spojrzała tęsknie na tę dwójkę i poczuła żal w sercu. Chciała myśleć racjonalnie, tak jak przystało na prawdziwą Krukonkę, ale w rzeczywistości miała wrażenie, że została zdradzona. Znała sytuację Harry’ego i niejednokrotnie porównywała ją do swojej, bo były bardzo podobne. I teraz w momencie gdy pojawił się Syriusz, osoba związana z ich dwójką, żywiła nadzieję, że jej los się odmieni. Jednak Black zaproponował to Potterowi.
            — Zamieszkać z tobą? Wyprowadzić się od Dursleyów?
            — Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał — dodał szybko Syriusz. — Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem…
            — Zwariowałeś? — powiedział Harry głosem prawie tak ochrypłym, jak głos Syriusza. — No pewnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! A masz jakiś dom? Kiedy mogę się przenieść?
            — Chcesz? Naprawdę?
            — No pewnie!
            Na wychudłej twarzy Syriusza po raz pierwszy pojawił się prawdziwy uśmiech. Przemiana była uderzająca: jakby spoza maski wynędzniałego włóczęgi wyjrzała nagle osoba o dziesięć lat młodsza. Harry odwzajemnił ten gest i spojrzał za siebie, by podzielić się nim również z Leilą. Ona również się uśmiechnęła. Może będzie mogła przyjeżdżać do nich na wakacje? W tej chwili Black obrócił się i przyjrzał jej uważnie.
            — Czy my się znamy?
            — Chyba nie mieliśmy okazji — odezwała się Leila, czując jak jej serce boleśnie obija się o klatkę piersiową.
            — Syriusz Black. — Skłonił się delikatnie, a Snape nagle uderzył głową o strop. — Przyjaciele Harry’ego są moimi przyjaciółmi.
            — Leila — przedstawiła się dziewczyna, kiwając taktownie głową. — Leila Black.
            Nagle atmosfera między nimi zgęstniała. Syriusz wpatrywał się w nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, lustrując każdy szczegół jej twarzy i myśląc o czymś gorączkowo. Blackówna nie pozostawała mu dłużna. Woskowa skóra tak ciasno opinała się na jego twarzy, że głowa przypominała nagą czaszkę. Długie, poplątane, czarne włosy sięgały mu do pasa, a te przenikliwe oczy, które wpatrywały się w nią z tą samą intensywnością.
            — Black? — wychrypiał zdziwiony i pospiesznie oblizał spierzchnięte usta. — Czy my…
            — Jesteśmy rodziną? — dokończyła za niego Leila, uśmiechając się delikatnie. — Miałam nadzieję, że ty mi to powiesz.
            — Kim są twoi rodzice? — Z ust Syriusza padło pytanie, które ona sama zawsze sobie zadawała, a ona otworzyła usta, by odpowiedzieć tak, jak zawsze sobie odpowiadała.
            — Nie wiem… Jestem sierotą — odparła cicho, nie spuszczając wzroku z Syriusza. — Kiedy mnie znaleziono pod sierocińcem, była przy mnie jedynie karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Kiedy o tobie usłyszałam, pomyślałam, że… być może ty jesteś… moim ojcem.
            — Twoim ojcem… — szepnął cicho Syriusz, mrugając kilkakrotnie. — Bardzo mi przykro, Leilo, ale wydaje mi się, że to niemożliwe.
            — Rozumiem — odparła szybko, klnąc się w duchu za to, że wyskoczyła ze swoimi głupimi domysłami. Naiwnie wierzyła, że odnajdzie swojego tatę i że razem z nim stworzy rodzinę. — Tak, tylko pomyślałam, ale to nie ważne…
            — Mylisz się, to bardzo ważne — poprawił ją Syriusz, kładąc jej rękę na ramieniu. — Być może i nie jestem twoim ojcem, ale niewątpliwie jesteśmy rodziną. Wiedziałem to już w pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Wyglądasz jak prawdziwy Black. Obiecuję ci, że dowiem się kim są twoi rodzice i że zawsze możesz na mnie liczyć.
            — Naprawdę?
            — Oczywiście — zapewnił ją, uśmiechając się w ten sam sposób co przed chwilą do Harry’ego. — W końcu jesteś Black.
***
            Od razu po kolacji Harry ulotnił się, mówiąc, że jest zmęczony i nie ma sił na spacer. Leila również zrezygnowała z przechadzki po błoniach i ruszyła w kierunku wieży Ravenclawu. W jej dormitorium nikogo nie było. Obecność uczniów z innych szkół skutecznie wywabiła ich z zacisznych kątów swoich pokojów. Nawet Sue, jej przyjaciółka, a właściwie jedna z niewielu osób w tym domu, która potrafiła z nią wytrzymać, dała się przekonać na bieganie za uczniami z Durmstrangu i wachlowanie rzęsami w ich kierunku. Takie zachowanie bardzo drażniło Blackównę, uważała, że takowe dziewczyny, które uganiają się za facetami, nie reprezentują sobą za wiele.
Weszła do swojego pokoju, który był urządzony w barwach Krukonów. W środku panował straszny przeciąg, który rozwiał jej pracę domową. Natychmiast podeszła do okna i je zamknęła. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach. Poczęła zbierać swoje notatki z transmutacji, zastanawiając się, czy powinna je przepisać, czy może jednak oddać pogniecione. Zrezygnowana usiadła na łóżku, wsuwając kartki do szuflady. Była zmęczona tą całą szopką, która miała miejsce w Hogwarcie. Nie ekscytował jej Turniej Trójmagiczny, nie podkochiwała się w żadnym z przyjezdnych uczniów, nie interesowały ją wywiady i sprawozdania z całej tej imprezy. Jedyne co ją łączyło z tym wszystkim, to Potter. Ten przeklęty Harry, który najwidoczniej miał wrodzonego pecha i nic nie był wstanie na to zaradzić. Leila naprawdę zaczęła się obawiać o tego kretyna. Najgorsze w tej sytuacji okazało się to, że nie wiedzieli, kto i w jakim celu wrzucił jego nazwisko do czary.
Black rzuciła się z jękiem na łóżko, gdy nagle poczuła, że na czymś leży. Nie zmieniając pozycji, sięgnęła ręką pod swoje plecy i wyciągnęła stamtąd małą, wygniecioną kopertę. Leila nigdy nie prowadziła z nikim zażyłej korespondencji, zwłaszcza wtedy, kiedy była w Hogwarcie. To oznaczało jedno… Tylko on mógł do niej napisać. Szybko rozerwała papier i wyciągnęła z niego skrawek pergaminu. Od razu rozpoznała jego charakter pisma.

Leila, pilnuj go!
Syriusz

Zgniotła list w dłoni i jeszcze raz jęknęła rozgoryczona. Właśnie została awansowana na niańkę Pottera. Świetnie, właśnie o tym marzyłam, pomyślała wściekle. Jeżeli Black myślał, że Leila będzie biegać za Harrym i co pięć minut upewniać się czy chociażby jeden włos mu z głowy nie spadł, to się grubo mylił! On jest już dużym chłopcem i jeżeli dał się wpakować w to wszystko, to jego sprawa.
Dziewczyna zakryła głowę poduszką i krzyknęła głośno. To nie tak, że chciała zostawić Pottera na lodzie. Po prostu czuła to dręczące ukłucie w sercu. Myślała, czy gdyby jakimś cudem to ona została wrobiona w udział w Turnieju, to czy Syriusz pisałby do wszystkich, żeby jej pilnowali. Miała nadzieję, że tak...
***
Kiedy minął pierwszy szok, związany z wyborem Harry’ego na jednego z reprezentantów Turnieju Trójmagicznego, Potter skupiał się na tym, co powinien zrobić, by przeżyć. Najbardziej pokrzepiająco działała na niego wizja spotkania z Syriuszem. Właściwie to był jedyny temat, który poruszał w rozmowach z Leilą. Rozprawiał nad tym, jak Black miałby się pojawić w pokoju wspólnym Gryfonów i czy będzie w stanie poprawić jego parszywy humor. Krukonka miała już dość jego ciągłego jęczenia i narzekania na swój los. Oczywiście nie mogła zaprzeczyć, że miał ku temu powody, ale ile można?
            — Potter, skończ już – warknęła pewnego razu, gdy siedzieli wspólnie w bibliotece. Hermiona natychmiast zgromiła ją spojrzeniem, które mówiło, że powinna bardziej wspierać Harry’ego w tych ciężkich chwilach, a nie jeszcze bardziej go dobijać. Black zastanawiała się, czy ciągłe gadanie Granger pomaga Potterowi w jakikolwiek sposób. Leila wywróciła znużona oczyma. – Zamiast ciągle jęczeć lepiej pomyśl, jak pozbyć się wszystkich Gryfonówi porozmawiać z nim sam na sam.
            — Masz rację – westchnął, czochrając swoje włosy i kładąc się na egzemplarzu księgi zaklęć, z której próbował wyczytać coś użytecznego. – Nikt nie może zobaczyć Syriusza.
            — W ostateczności możemy rozrzucić torbę łajnobomb – zaproponowała nieśmiało Hermiona, a Potter i Black spojrzeli na nią zdziwieni. Nikt nie spodziewał się takiej propozycji. Debatując nad plusami i minusami tego pomysłu, stwierdzili, że będzie on faktycznie ostatecznością, do której najlepiej nie dopuścić, bo Filch obdarłby ich ze skóry.
            — A Ron? – wspomniał Potter.
            — Powinniście się pogodzić – zaczęła Hermiona, a Black uderzyła się otwartą dłonią w głowę. Po raz kolejny miała wysłuchiwać tej nużącej rozmowy, w której Granger namawiała Harry’ego na zakopanie topora wojennego z Weasleyem, a on stanowczo się temu sprzeciwiał.
            — Nie ma mowy – zaperzył natychmiast Potter. – To nie ja zacząłem!
            — Przecież ci go brakuje – rzuciła niecierpliwie Hermiona. – I wiem, że jemu też brakuje ciebie… 
            — Wcale za nim nie tęsknię!
            Leila zdawała sobie sprawę, że to było kłamstwo. Harry lubił Hermionę, z nią się przyjaźnił, ale to Ron był dla niego najbliższą osobą. Widziała, jak Pottera nużą kolejne godziny spędzone w bibliotece, w której nie mógł się śmiać ani rozmawiać o quidditchu i gdzie ciągle czuł na sobie ciężar zbliżających się zadań. Dlatego też od razu się zgodziła, gdy Harry zaproponował by mu pomogła w nauce przydanych zaklęć do turnieju. Doskonale wiedziała, że nie chodzi tylko o wsparcie w przygotowaniach, ale też o odrobinę zabawy i wprowadzenie mniej napiętej atmosfery. W myśl zasady Granger, że dobre poznanie teorii, przyłoży się na praktykę, spędzali każdą możliwą chwilę wśród książek.
            Nie tylko oni korzystali z uroków bibliotecznego klimatu. Często spotkali tam również Wiktora Kruma, krążącego między regałami. Być może się uczył, albo również szukał czegoś przydatnego, tak jak oni. Sama jego obecność w niczym nie przeszkadzała, ale wianuszek głupkowatych dziewcząt, które zazwyczaj za nim biegały, był o wiele bardziej irytujący. Ponoć Hermionę drażnił hałas, ale Leili bardziej nie pasował niski poziom ich inteligencji…
            — Gdyby chociaż był przystojny! – mruczała ze złością Granger, patrząc na ostry profil Kruma. Leila musiała przyznać jej rację. Była przeciwna takiemu zachowaniu i napawało ją to niechęcią do swoich koleżanek. A ich idol, Krum, nie należał do najprzystojniejszych. Właściwie to bardziej niż światową gwiazdę, przypominał jakiegoś dzikiego ptaka. – Rajcuje je tylko to, że jest sławny! W ogóle by na niego nie spojrzały, gdyby nie potrafił zrobić tego jakiegoś zwodu wrednego…
            — Zwodu Wrońskiego – wycedził przez zęby Harry.
***
            Dzień wyjścia do Hogsmeade nastał wyjątkowo szybko i jak to było w zwyczaju, wszyscy bardzo się tym emocjonowali. Leila przyglądała się temu wszystkiemu z nutką politowania. Od każdego ucznia aż biło żenującą infantylnością, na którą Black była najwidoczniej uczulona. Wszystko potęgowała jeszcze nagonka na przystojnych gości i piękne cudzoziemki. Wszyscy zabijali się, żeby zaprosić na spacer po wiosce kogoś z obcokrajowców. Wyjątkiem w tym wszystkim nie była nawet najbliższa znajoma Blackówny.
            Sue Li, współlokatorka Leili i można by rzec, że również jej przyjaciółką. Sue należała do jednych z najładniejszych Krukonek, właściwie to piastowała zaszczytne drugie miejsce tuż za Cho Chang. Co zabawne, obie miały korzenie azjatyckie. Li była niską, drobną brunetką o wschodnich rysach warzy, ciemnych oczach i uroczym uśmiechu, który działał na chłopców. Jednak dla Blackówny jej wygląd nie miał znaczenia, lubiła ją za charakter. Sue, chociaż z pozoru wydawała się uległa, łatwą do zmanipulowania i na swój sposób głupiutką dziewczyną, była jedną z najinteligentniejszych, najbardziej zdeterminowanych i ambitnych osób, jakie znała. A impulsem sprawiającym, że swego rodzaju przyjaźń zrodziła się między nimi, okazał się fakt, iż w przeciwieństwie do pozostałych dziewcząt z dormitorium Krukonek z czwartego roku, ona potrafiła i chciała dać Black do zrozumienia, że nie pozwoli jej na te ciągłe humorki i dyktaturę. Sue pokazała, że doskonale wie na czym stoi i czego oczekuje, a to zmieniło diametralnie opinię na jej temat w oczach Leili. Największą wadą, która przeszkadzała Blackównie, była słabość jej przyjaciółki do chłopców… Tak też i teraz musiała wysłuchiwać historii o niejakim Nikołaju Popowie, przystojnym Bułgarze, podobno przyjacielu Kruma, który najwidoczniej bardzo zainteresował sobą pannę Li.
            — Nikołaj nawet zaprosił mnie na spacer – ćwierkała radośnie Sue, a Leila kiwała głową, sprawiając, że jej rozmówczyni miała wrażenie, iż jej słucha. W rzeczywistości nic jej to nie obchodziło. – Nie zgodziłam się, oczywiście. To przecież nie w moim stylu.
            — Oczywiście – przytaknęła Black.
            — Nudzę cię?
            — Sue – westchnęła Leila, kręcąc głową. – Wiesz, że nie interesują mnie jakieś historie miłosne.
            — Póki co – skomentowała to Li, popijając kakao. – Zmienisz zdanie, kiedy się zakochasz.
            — Niedoczekanie – skwitowała jedynie Leila i zajęła się swoim śniadaniem.
            W tym samym czasie do Wielkiej Sali wleciała chmara sów z dzisiejszą pocztą. Jedna z nich zatrzymała się dokładnie w misce Blackówny. Krukonka warknęła rozeźlona, a Sue zachichotała radośnie na widok jej miny. Leila nie dostawała listów, zwłaszcza w czasie roku szkolnego. W trakcie wakacji niekiedy wymieniała korespondencję z Harrym i Sue, ale w będąc w zamku, miała z nimi kontakt na co dzień. Nie sądziła również, żeby Black napisał do niej znowu w odstępie tak krótkiego czasu, zwłaszcza, że następnego dnia miał się z nimi spotkać w pokoju wspólnym Gryfonów. Jedyną możliwą opcją była stała prenumerata Proroka Codziennego. Leila strzepnęła owsiankę z gazety i spojrzała na pierwszą stronę, którą zajmowało zdjęcie Pottera, trzeba przyznać bardzo niekorzystne. Dziewczyna rzuciła obojętnym wzrokiem na artykuł, który ciągnął się przez kilka stron i zawierał głównie przekłamane i przekoloryzowane fakty z życia Harry’ego, chociaż dotyczyć miał ogólnych przygotowań do Turnieju Trójmagicznego. Black czytała te wszystkie łzawe kity, mówiące o chłopcu płaczącym za swoimi rodzicami ze znudzoną miną, popijając raz po raz kawę. Większość z tych kłamstw nie robiła na niej żadnego wrażenia, aż do momentu gdy na stronie szóstej odnalazła fenomenalny fragment. Opisana sytuacja zrobiła na niej takie wrażenie, że aż opluła się kawą. Ta reakcja sprawiła, że Sue z zainteresowaniem przechyliła się nad stołem i odczytała:

Harry w końcu odnalazł w Hogwarcie miłość. Jego bliski przyjaciel, Colin Creevey, mówi, że Harry’ego rzadko się widuje bez niejakiej Hermiony Granger, oszałamiająco pięknej dziewczyny z mugolskiej rodziny, która, podobnie jak Harry, jest jedną z najlepszych uczennic w całej szkole.

            Leila wybuchła niepochamowanym śmiechem, który przybrał na sile, kiedy Sue zapytała, od kiedy Granger jest oszałamiająco piękna. Fantastyczna sensacja wywołała u Blackówny taką euforię, wręcz głupawkę, że połowa stołu Krukonów spojrzała na nią jak na przybysza z innej planety, a znaczna część Francuzek zerkała z politowaniem na jej zachowanie.
            — Muszę znaleźć zakochaną parę – skwitowała to jedynie, porywając ze stołu gazetę.
            — Podobno nie interesują cię historię miłosne – zauważyła Sue, krzyżując ręce na piersi i unosząc wysoko jedną brew w wyrazie powątpienia.
            Leila już jej nie słuchała. Ruszyła w poszukiwaniu Pottera w kierunku stołu Gryffindoru. Chciała go wyśmiać, ponabijać się z tego żałosnego artykułu i wszystkich kłamstw, które w nim napisano, popatrzeć na tę jego poirytowaną minę, ale głównym powodem było ostrzeżenie Pottera i Granger. Wierzyła, że lepiej będzie, kiedy to ona jako pierwsza zwróci im uwagę i przygotuje na to, co mogą im zgotować pozostali.
            Dostrzegła go na końcu stołu, tam, gdzie ostatnio jedli wspólnie kolację. Akurat odchodzili od niego Ślizgoni pod przywództwem Malfoya. Po minie Harry’ego było widać, że już widział dzisiejszą gazetę, a banda tych dupków nie oszczędziła mu wrednych komentarzy.
            — Mogę prosić o autograf? – zapytała, rzucając mu przed twarz Proroka. Harry wydał z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, który był objawem wewnętrznej frustracji. Leila usiadła okrakiem na ławie tuż obok niego i wyszczerzyła zęby w wrednym uśmiechu. – Chyba nie byłam pierwsza. Twój fanclub właśnie sobie poszedł?
            — Niestety – mruknął Potter, nie zaszczycając jej spojrzeniem. – Może masz ochotę do nich dołączyć?
            — Harry, Harry… — Pokręciła karcąco głową, a on w końcu podniósł na nią swój wzrok. – Od kiedy jesteś taki niemiły?
            — Od kiedy wszyscy mnie irytują – warknął, a na jego szacie zabłyszczała jakaś przypinka. Blackówna, myśląc na początku, że jest to osławiona plakietka Potter cuchnie, przyjrzała się dokładnie.
            — WESZ? – odczytała ze zdziwieniem, a Harry szybko zasłonił przypinkę, czerwieniąc się na twarzy. – Masz wszy?
            — WESZ to stowarzyszenie, które założyła Hermiona – wyjaśnił Potter, spuszczając głowę. – Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, jestem jego sekretarzem…
            — Gratuluję! – rzuciła rozbawiona. Wiedziała, że Granger ma jakieś dziwne poglądy dotyczące skrzatów domowych i ich traktowania, ale nie sądziła, że jest tak naiwna, iż liczyła na poparcie reszty społeczeństwa. – Już ma cię pod pantoflem?
            — Nie jesteśmy razem.
            — Rita twierdzi co innego – odparła urażonym tonem, spoglądając na niego nieprzychylnie. – Myślałam, że nasza przyjaźń coś dla ciebie znaczy i mówimy sobie o takich rzeczach!
            — Daruj sobie, Black!
            — No już, już… Nie złość się! – Sprzedała mu dość bolesną sójkę w bok i zwinęła z jego talerza babeczkę czekoladową. Najwidoczniej wcale nie poprawiła mu humoru.
            — Hej… Harry! – zawołał ktoś nagle.
            — Tak, tak! – krzyknął Potter, odwracając się gwałtownie. – Właśnie wypłakiwałem sobie oczy, rozmyślając o mojej mamie i czuję, że muszę jeszcze trochę popłakać…
            — Nie… Harry… po prostu…
            Tuż za Potterem stała rok starsza od nich Krukonka, Cho Chang, która nieśmiało zaczesała kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się uroczo do chłopaka.
            — Och, to ty… — wyjąkał zawstydzony, wpatrując się w nią z zachwytem. – Przepraszam.
            — Powodzenia we wtorek – powiedziała. – Jestem pewna, że dasz sobie radę.
            Harry bąknął coś w ramach podziękowań, a dziewczyna pożegnawszy się z nim i Leilą odeszła, pozwalając, by Potter wodził za nią rozmarzonym wzrokiem. Black zażenowana zachowaniem tego głupka, uderzyła go niezbyt delikatnie w potylicę, próbując go ocucić z amoku.
 – Wybierasz się do Hogsmeade czy wolisz przezimować w zamku?
            — Idę, ale będę pod peleryną niewidką – odpowiedział Harry, odrywając połowę ukradzionej słodkości i wpychając ją zachłannie do buzi. – Hermiona mnie namówiła…
            — Czekaj – przerwała mu nagle. – To wy jesteście razem czy nie?
            — Och zamknij się!
***
            Gdyby sytuacja była zupełnie inna, z pewnością nie czekałaby tak długo na Pottera. Zdecydowanie bardziej wolała spać w swoim łóżku w wieży Ravenclawu niż sterczeć pod portretem Grubej Damy, która chrapała głośno, ryzykując bliskie spotkani z Filchem. Jednak obiecała mu pomóc i uczestniczyć w rozmowie z Syriuszem, a i ona sama chciała się spotkać z Blackiem, dowiedzieć co się z nim dzieje i czy jest bezpieczny. Mogło się to wydawać dziwne, bo jedynym dowodem na potwierdzenie ich pokrewieństwa było nazwisko, ale Łapa stał się dla niej równie ważny co dla Harry’ego. Nie mogła się doczekać, aż zobaczy te jego czarne, poplątane kudły i uśmiech, który wyrażał więcej, niż ktokolwiek był w stanie powiedzieć.
            Potter miał szczęście, że wytłumaczył jej, dlaczego się spóźni, a nie pozostawił tego bez komentarza i nie skazał na ciągłe czekanie. Spotkali się w momencie, gdy Leila wracała samotnie z Hogsmeade. Postanowiła wcześniej zerwać się z wypadu do wioski. Kiedy ona i Sue spacerowały między wszystkimi sklepami, nagle zjawił się ten cały Nikołaj, o którym ciągle paplała Li. Blackówna musiała przyznać, że chłopak okazał się przystojny i traktował jej przyjaciółkę tak, jakby była dla niego bardzo ważna. Widziała, jak Sue świecą się oczy, kiedy on z szarmancko ucałował jej dłoń. W tym momencie udała odruch wymiotny, stwierdziła, że nie chce jej się na to wszystko patrzeć i wyruszyła w drogę powrotną do zamku. Właśnie wtedy spotkała Hermionę i skrytego pod peleryną Harry’ego, który powiedział jej o spotkaniu w Trzech Miotłach. Rozmawiał z Moodym i Hagridem, a olbrzym prosił, żeby przyszedł do niego o północy. Leila miała nadzieję, że to naprawdę coś ważnego.
            Nagle Leila usłyszała odgłos czyichś kroków. Skryła się w mroku w obawie, że to woźny lub jakiś nauczyciel. Jednak kiedy zobaczyła zdenerwowanego Pottera, wyszła mu na spotkanie.
            — Co tak długo? – spytała bez cienia zdenerwowana. Była bardziej zaciekawiona, czego chciał Hagrid i co wyprowadziło z równowagi Harry’ego.
            — Nie teraz, mamy mało czasu – ponaglił ją i łapiąc za dłoń pociągnął pod portret Grubej Damy. – Banialuki!
            — Skoro tak twierdzisz – mruknęła sennie, nie otwierając oczu Gruba Dama, a portret odsunął się od ściany, aby wpuścić ich do środka. Dostanie się do pokoju wspólnego innego domu nigdy nie okazało się tak łatwe. W środku nikogo nie było.
            — Czyli nie użyjemy łajnobomb? – spytała rozczarowana Black, ale jej komentarz nie rozbawił chłopaka.
Harry rzucił pelerynę i opadł na fotel stojący przed kominkiem. Leila spojrzała na jego przygnębioną twarz i przeszła dookoła pokoju, który był pogrążony w półmroku. Oświetlał go tylko blask rozpalonego kominka. W pobliżu leżały dobrze jej znane plakietki, na których jednak widniał inny napis: POTTER NAPRAWDĘ CUCHNIE. Blackówna zaśmiała się cicho, nie chcąc przerywać delikatnej muzyki, którą tworzył tańczący w kominku ogień i silny wiatr za oknem. Podeszła do Harry’ego i usiadła ostrożnie na oparciu fotela. Oboje spoglądali w płomienie i nagle…
W ogniu tkwiła głowa Syriusza. Zarówno Potter jak i Black uśmiechnęli się na jego widok. Harry natychmiast opadł na kolana przed kominkiem i spytał przyciszonym głosem:
— Syriuszu! Jak się masz?
Tak, to był Syriusz, ale zmienił się od ostatniego razu, gdy się widzieli. Leila z uśmiechem patrzyła na jego pełniejszą twarz, krótsze, lśniące włosy. Wydawał się znacznie młodszy, taki, jaki powinien być. Teraz Blackówna była w stanie znaleźć między nimi podobne cechy, które mogli dzielić jako rodzina.
— Mniejsza o mnie, jak ty się masz? – zapytał z powagą Syriusz.
— Ja… — zaczął Harry, a Leila domyślała się, że chciał już skłamać. Potter nigdy nie chciał niepokoić swojego ojca chrzestnego, ale okłamać również go nie mógł.
Blackówna przykucnęła obok przyjaciela i położyła mu dłoń na ramieniu. Syriusz puścił jej oczko w geście porozumienia, a ona kiwnęła w odpowiedzi głową. Wtedy Harry zaczął opowiadać. Gadał jak najęty, opowiadając o tym, jak to nikt nie uwierzył, że nie zakwalifikował się do turnieju z własnej woli, jak Rita Skeeter nakłamała o nim w Proroku Codziennym, jak wszyscy z niego kpią na korytarzach i o tym, że nawet Ron mu nie uwierzył, o jego zazdrości...
— … a Hagrid właśnie mi pokazał, co mnie czeka w pierwszym zadaniu, to są smoki, Syriuszu... już po mnie… — zakończył rozpaczliwym tonem.
Leila patrzyła na niego z niedowierzaniem, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że organizatorzy turnieju mogli okazać się tak okrutni, bezmyślni i chciwi tej całej taniej sensacji, że skazali młodych ludzi na potyczkę ze smokiem. A Syriusz przyglądał się z troską swojemu chrześniakowi; w jego oczach nadal można było dostrzec tą zatrważającą udrękę i dzikość, której nabył w Azkabanie. Cały czas milczał i słuchał, a kiedy Harry się wygadał, rzekł:
— Ze smokami sobie poradzimy, ale o tym zaraz… Nie mamy wiele czasu… Włamałem się do czyjegoś domu, żeby dostać się tu przez kominek, ale lada chwila gospodarze mogą wrócić. Dzieciaki, muszę was ostrzec.
— Przed czym? – zapytała Leila, wymieniając z Potterem zdziwione spojrzenia. Czy było coś jeszcze gorszego niż smoki?
— Przed Karkarowem – odpowiedział Syriusz. – On był śmierciożercą. Wiecie, kim są śmierciożercy, prawda?
Kiedy obydwoje przytaknęli głowami, Syriusz zaczął mówić. Opowiedział im, że dyrektor Durmstrangu siedział z nim w Azkabanie i że to właśnie z powodu Karkarowa Dumbledore zatrudnił Szalonookiego w Hogwarcie. Chciał mieć w pobliżu aurora i to nie byle jakiego! To właśnie Moody schwytał Karkarowa i dzięki niemu został skazany. Jednak dyrektor Durmstrangu zawarł układ z Ministrem Magii. Przekonał ich, że zrozumiał swój błąd i będzie z nimi współpracował. Wydał mnóstwo nazwisk, a wszystkie te osoby od razu zamknięto w Azkabanie. Podobno od tego czasu nauczał czarnej magii w swojej szkole. Syriusz ostrzegał ich również, by uważali na Kruma. Przypuszczał, że to właśnie Karkarow wrzucił nazwisko Harry’ego do Czary Ognia i że może to mieć coś wspólnego z napadem na Szalonookiego, który miał miejsce dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego.
— Myślę, że ktoś próbował powstrzymać go od podjęcia pracy w Hogwarcie. Myślę, że temu komuś przeszkadza jego obecność tutaj. A nikt nie zamierza tego sprawdzić… Szalonooki trochę przesadza, ale potrafi rozpoznać prawdziwe zagrożenie. To najlepszy auror, jakiego do tej pory miało Ministerstwo Magii.
— Co to wszystko oznacza? – zapytał powoli Harry. – Karkarow chce mnie zabić? Dlaczego?
            — Słyszałem różne dziwne rzeczy... Ostatnio śmierciożercy się uaktywnili. Zresztą sami o tym wiecie, prawda? Finał mistrzostw, Mroczny Znak... Słyszeliście o zaginionej czarownicy z Ministerstwa Magii?
            — Berta Jorkins, prawda? – odezwała się Leila, a Black pokiwał głową.
            — Zniknęła gdzieś w Albanii, właśnie tam gdzie podobno widziano Voldemorta. A przecież ona na pewno wiedziała o Turnieju Trójmagicznym, prawda?
            — No tak, ale to trochę nieprawdopodobne, żeby od razu natknęła się na Voldemorta, nie uważasz? – spytał Potter.
            — Słuchaj, Harry, ja znałem Bertę Jorkins – rzekł ponuro Syriusz. – Była ze mną w Hogwarcie, parę klas wyżej ode mnie i twojego taty. Straszna idiotka. Bardzo wścibska, ale rozumu ani za grosz. A to nie jest dobre połączenie. Według mnie, bardzo łatwo wciągnąć ją w pułapkę.
            — Więc Voldemort mógł się dowiedzieć o turnieju – zrozumiała Blackówna. – To chcesz powiedzieć? Uważasz, że Karkarow nadal jest jego sługą.
            — Nie wiem – powiedział powoli Syriusz. – Po prostu nie wiem… Karkarow wydaje się być człowiekiem, który nie zrobi niczego, jeżeli nie ma pewności, że ma mocne plecy. Ale ktokolwiek wrzucił nazwisk Harry’ego do Czary Ognia, zrobił to w jakimś celu, a tak mi się zdaje, że ten turniej to bardzo dobra okazja, żeby zaatakować i upozorować wypadek…
            — Z mojego punktu widzenia to naprawdę znakomity plan – przyznał ponuro Harry. – Będą sobie stać i przyglądać się spokojnie, jak smoki odwalają za nich czarną robotę.
            — No właśnie… te smoki – powiedział szybko Syriusz. – Na smoki jest pewien sposób, Harry. Zapomnij o zaklęciach oszałamiających, smoki są bardzo silne i mają za dużo magicznej mocy, żeby je pokonać jednym oszałamiaczem. Trzeba z pół tuzina czarodziejów, żeby pokonać smoka. Ale możesz tego dokonać. Jest pewien sposób, jedno dość łatwe zaklęcie. Po prostu…
            Nagle Leila usłyszała za plecami czyjeś kroki. Gestem uciszyła chłopaków. Ktoś schodził po spiralnych schodach prowadzących do sypialni. Serce zaczęło łomotać jej w piersi. Spojrzała z przestrachem na Syriusza, a potem na Harry’ego, który syknął cicho do Blacka:
            — Znikaj! Uciekaj! Ktoś idzie!
            Leila i Harry równocześnie zerwali się na równe nogi, zasłaniając sobą kominek, w obawie, że ktoś mógłby zobaczyć Syriusza. Oboje byli świadomi ryzyka, jakie niosło ze sobą spotkanie z Blackiem. Wiedzieli, że gdyby coś się wydało Ministerstwo nie dałoby im spokoju. Ciche pyknięcie uświadomiło im, że Syriusz zniknął. Krukonka odetchnęła z ulgą. Ktokolwiek postanowił się wybrać na spacer o pierwszej w nocy, nie pozna ich sekretu…

***

            Leila była naprawdę szczęśliwa i dumna, że ten durny Potter dał radę! Po uzyskaniu informacji o smokach, przerwanej w najważniejszym momencie rozmowie z Syriuszem i całym stresie z tym związanym, naprawdę zaczęła obawiać się o przyjaciela. Następnego dnia natychmiast powiadomili Granger o przebiegu rozmowy z Blackiem, o tym jak opowiedział im o Karkarowie, o jego domysłach i o tym, że już miał im podać niezbędne zaklęcie, kiedy w pokoju wspólnym pojawił się Ron. Po przeanalizowaniu wszystkiego, zgodnie zadecydowali, że sprawą priorytetową jest utrzymanie Pottera przy życiu i pokonanie smoka, a później zajmą się kwestią Karkarowa. Hermiona natychmiast skierowała ich do biblioteki, a oni z braku innego wyjścia spędzali tam każda możliwą chwilę, czytając książki i słuchają narzekań Granger na Kruma i jego fanki. Leila i Harry domyślali się, że zarówno Maxime, jak i Karkarow powiedzieli swoim reprezentantom o smokach i postanowili poinformować ostatniego, nieświadomego uczestnika. Dlatego Potter złapał Cedrika i powiedział mu, co ich czeka. Tego samego dnia pojawił się Moody, który na całe szczęście podpowiedział Gryfonowi, co powinien zrobić w trakcie pierwszego zadania i… Udało się!
            Potter przeżył, wyminął smoka i zdobył złote jajo. W dodatku zrobił to z najlepszym czasem. Leila, Hermiona i o dziwo także Weasley biegli w kierunku namiotu reprezentantów, żeby spotkać się z Harrym. Kiedy weszli już do środka, chłopak siedział niespokojnie, rozglądając się dookoła. Granger wpadła pierwsza, rzucając się na Pottera, Blackówna weszła za nią opanowana, a Ron nieco zawstydzony trzymał się z tyłu.
            — Byłeś wspaniały! – krzyknęła Hermiona piskliwym głosem, przytulając do siebie Gryfona. – Byłeś zdumiewający! Niesamowity!
            — Brawo, Potter! – zawołała z uznaniem Leila, klepiąc go w ramię. – Nie dałeś się zabić!
            Harry skinął im głową, ale ciągle wpatrywał się w Rona, który stał z boku ze spuszczoną głową.
            — Harry – powiedział bardzo poważnym tonem – nie wiem, kto wrzucił twoje nazwisko do czary… ale uważam, że… że chciał cię wykończyć!
            — A więc wreszcie to do ciebie dotarło? – zapytał chłodno Harry. – Potrzebowałeś dużo czasu.
            Hermiona patrzyła niespokojnie to na jednego, to na drugiego. Leila wywróciła teatralnie oczyma, czując nadciągającą operę mydlaną. Ron otworzył usta, ale zawahał się. Nikomu nie chciało się tego słuchać.
            — Już dobra, zapomnijmy o tym.
            — Nie, nie powinienem… — tłumaczył się Weasley.
            — Daj spokój!
            — No już, już… — zawołała Blackówna. – Tylko mi tu kobietki nie płaczcie ze wzruszenia!
            Chłopcy uśmiechnęli się równocześnie, a Hermiona momentalnie zalała się łzami.
            — Wy wszyscy jesteście głupi! – krzyknęła, tupiąc, a łzy kapały jej obficie na szatę. A potem, zanim zdołali ją powstrzymać, uścisnęła każdego z osobna, nawet Leilę i wyleciała z namiotu, rycząc z radości.
            — Chce to obwieścić całemu światu, czy co? – powiedział Ron, kręcąc głową. – Chodźcie, zaraz dadzą punktację.
            Jurorzy okazali się bardzo przychylni, no, może nie wszyscy. Harry, po tym jak otrzymał osiem punktów od madame Maxime, po dziewięć od Croucha i Dumbledore’a, dziesięć od Bagmana i cztery od Karkarowa, zdobył pierwsze miejsce ex aequo z Wiktorem Krumem.
            Leila i Ron czekali na Pottera przed namiotem reprezentantów, gdzie Harry musiał się udać po ogłoszeniu wyników. Weasley ciągle był nieco zawstydzony i małomówny. Po raz pierwszy, od kiedy Czara Ognia wyrzuciła nazwisko jego przyjaciela, rozmawiał z Blackówną. Krukonka uważała, że chłopak słusznie odczuwa wstyd, bo to mu się należy. Jednak nie mogła również udawać, iż nie cieszy się z takiego obrotu spraw. Potter i Weasley to duet, który nie powinien się rozstawać.
            — Leila – odezwał się niepewnie Ron, a dziewczyna mruknęła na znak, że go słucha. – Czy ty i Harry… no wiesz…
            — Nie wiem – stwierdziła, patrząc na niego ze zdziwieniem. – O co ci chodzi?
            — Bo wy byliście wtedy w naszym pokoju wspólnym i pomyślałem…
            — Lepiej nie myśl!
            — Gdybyście byli razem… — pogrążał się coraz bardziej.
            — To ty nawet nie wiesz, że Harry jest z Hermioną? – udała zdziwienie, a chłopak zachłysnął się powietrzem. – Myślałam, że czytałeś wszystkie wywiady z Harrym.
            — Przecież wiesz, że ja… — próbował wybrnąć z nieprzychylnej dla niego sytuacji, ale Leila przerwała jego nieudolne starania i roześmiała się wesoło. Brakowało jej tego. Irytowanie Harry’ego miało swoje uroki, ale najzabawniejsze było wkręcanie Rona.
***
            Wraz z końcem pierwszego zadania i kłótni między Harrym i Ronem wszystko wróciło do normy. Szkolna rutyna garnęła Leilę, już przywykła do obecności uczniów z innych szkół, do spotykania Kruma w bibliotece, Nikołaja, który coraz częściej widywał się z Sue i ślicznej Fleur, która najwidoczniej próbowała upolować wszystkich przystojnych chłopaków w Hogwarcie. Natłok nauki sprawił, że prawie zapomniała o trwającym turnieju. I gdyby nie rozmowy na temat tajemniczego, złotego jaja, które miało być dla Pottera podpowiedzią i wizytacje Rity Skeeter, próbującej znaleźć kolejną sensację, wszystko mogłoby być takie jak zawsze.
            I być może byłoby normalne, gdyby nie jedna pamiętna lekcja zaklęć, po której profesor Flitwick poprosił Krukonów, by chwilę zostali w sali. Młodzi wychowankowie Ravenclawu rozsiedli się na ławkach w pierwszym rzędzie, gromadząc się wokół nauczyciela, który odchrząknął i zaczął mówić:
            — Od samego początku Turnieju Trójmagicznego istnieje pewna tradycja, którą jest Bal Bożonarodzeniowy. To niesamowita okazja by bliżej poznać i zacieśnić stosunki z naszymi zagranicznymi gośćmi — oznajmił swoim piskliwym tonem Flitwick i uśmiechnął się do swoich wychowanków. — Co prawda bal jest tylko dla uczniów od czwartej klasy wzwyż, ale każdy z was może zaprosić kogoś młodszego.
            Dookoła wszyscy zaczęli szeptać między sobą i okazywać ogólne zainteresowanie inicjatywą. Leila skutecznie ignorowała słowotok podnieconej Sue, która była święcie przekonana, że na następnym spotkaniu Nikołaj na pewno ją zaprosi i jeżeli tak się stanie, to muszą koniecznie wybrać się na zakupy do Hogsmeade, bo sukienka wybrana przez jej mamę, kompletnie nie nadaje się na taką imprezę.
            — Panna Li oczywiście ma rację — mówił dalej profesor, najwidoczniej słysząc wywód Sue, bo spojrzał na nią rozbawiony. — Obowiązuje strój odświętny, oczywiście w granicach dobrego smaku i rozsądku, drogie panie. — Spojrzał na zebrane dziewczyny znacząco. — Bal rozpocznie się w Wielkiej Sali o ósmej wieczorem w dzień Bożego Narodzenia, a zakończy się o północy.  To doskonała okazja, żeby oderwać się od codziennej rutyny i trochę się rozerwać!
            I zaczęło się! Dla Leili oznaczało to powtórkę z rozrywki. Przed oczami miała całe to zamieszanie, ogólny zachwyt i podniecenie co na początku roku, gdy ogłoszono, że Turniej Trójmagiczny będzie miał miejsce w Hogwarcie. Lista osób pozostających w zamku na święta znacznie się wydłużyła, a na szkolnym korytarzu nagle pojawiło się o wiele więcej uczniów. Blackówna nie zdawała sobie sprawy, że jest ich aż tylu! Z rozbawieniem i zarówno zażenowaniem przyglądała się, jak jej koleżanki i koledzy usilnie próbują zaprosić się na bal. Dziewczyny przechadzały się wystrojone i wymalowane po korytarzach, przesiadywały na dziedzińcu, licząc, że w końcu któryś z chłopców odważy się zaprosić jej. A panowie nie raz próbowali podejść do swojej wybranki, ale zazwyczaj kończyło się to fiaskiem, bo rezygnowali w ostatniej chwili. Patrząc na to wszystko z boku, Leili wydawało się, że obserwuje drapieżnika polującego na ofiarę, ale nadal zastanawiała się kto był tu w roli dominującej. Bawiły ją te wszystkie sytuacje, zwłaszcza rozmowy Harry’ego i Rona, którzy rozważali, jaką taktykę powinni przyjąć, żeby osiągnąć swój cel.
            — Dlaczego one muszą zawsze chodzić stadami? — zapytał raz Harry, kiedy w trójkę przechodzili obok tuzina Puchonek, które chichotały głośno i patrzyły się bezczelnie na każdego osobnika męskiego od czwartego roku wzwyż. — Jak mam zaprosić którąś na bal?
            — Mogę ci zrobić lasso — zaproponował mu Ron.
            — Genialny pomysł, wykorzystaj je i od razu zawiąż sobie sznur na szyi — sarknęła Lelila, gromiąc wzrokiem drugoklasistkę, która robiła maślane oczy na widok Pottera. Uważała takie zachowanie za żałosne, ona nigdy nie zniżyłaby się do takiego poziomu.
            O ile Black myślała, że po ogłoszeniu informacji o Balu Bożonarodzeniowym w zamku zapanował chaos, tak w ostatnim tygodniu semestru nastał istny armagedon. Pojawiły się najróżniejsze plotki dotyczące balu, chociaż Leila wątpiła by chociażby połowa okazała się prawdą. Jedyne w co wierzyła to informacja, że dyrektor wynajął popularny zespół magiczny — Fatalne Jędze, bo nie miała się co łudzić, że te osiemset baryłek pitnego miodu, które Dumbledore miał zamówić u madame Rosmerty, okaże się prawdą. Większość nauczycieli poddała się i nie usiłowała prowadzić normalnych lekcji, pozwalając uczniom, żyć nadchodzącym wydarzeniem i rozpływać się nad swoimi partnerami oraz kreacjami.
            Leila przestała chodzić swobodnie po korytarzach, chcąc uniknąć naprzykrzających się jej chłopców. Wielu próbowało do niej podejść, część rezygnowała od razu, widząc jej niechętną minę, ale znaleźli się również tacy, którzy ryzykowali. Odmawiała im wtedy w sposób mało przyjemny i odchodziła. Znużona ciągłymi spojrzeniami chłopców, zaczęła każdą przerwę spędzać w bibliotece razem z załamanymi faktem, że nadal nikogo nie znaleźli Harrym i Ronem oraz Hermioną. Niestety nie mogła odciąć się od tematu balu, był on wszechobecny i wszyscy o nim mówili.
            — Musimy to zrobić… musimy kogoś zaprosić — zadecydował pewnego dnia Weasley, kiedy podczas przerwy obiadowej, kryli się między regałami z książkami. — Bo w końcu zostanie nam para jakichś trollic.
            Hermiona prychnęła oburzona znad jakiegoś opasłego tomu o tematyce transmutacyjnej. Leila spojrzała na jej urażoną minę z rozbawieniem.
            — Para czego?
            — Sama rozumiesz — odpowiedział Ron, wzruszając ramionami — że wolałbym pójść sam niż… na przykład, z Eloise Midgen.
            — Trądzik już jej prawie zniknął… i jest naprawdę miła!
            — Ma scentrowany nos — zauważyła rozbawiona Leila, czując, że dolewa oliwy do ognia. Ron pokiwał głową, zgadzając się z jej komentarzem.
            — Och, teraz rozumiem — powiedziała Hermiona, mierząc Weasley’a pogardliwym spojrzeniem. Na Black nie zwróciła nawet uwagi. — A więc zamierzasz iść z jakąś superlaską, choćby była nawet najokropniejszą jędzą?
            — Tak, to chyba brzmi rozsądnie — stwierdził Ron, a Granger zatrzasnęła książkę i trzymając ją pod pachą, wyszła z biblioteki.
            Leila poniekąd rozumiała potrzeby Rona. Oczywiście nie popierała całej tej szopki, gardziła rozchichotanymi dziewczynami i śmiała się ze speszonych chłopców, ale wiedziała, że Weasley postawił sobie jako punkt honoru, przyjść na bal z jakąś w miarę atrakcyjną panną albo nie przyjść wcale. Jednak przez kolejne dni irytowało ją to, że rudowłosy mówił tylko i wyłącznie o znalezieniu partnerki, a kiedy w końcu spróbował zaprosić Fleur Delacour, wyśmiała go głośno, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Potter też oberwał, bo spóźnił się i zapytał Cho za późno.
            Blackówna coraz częściej przesiadywała w bibliotece i coraz częściej wpadała tam na Wiktora Kruma, który włóczył się między regałami posępny i milczący. Krukonka zastanawiała się, czy on w ogóle umie mówić. Pozostali chłopcy darowali sobie i już nikt jej nie pytał o to, czy Leila pójdzie z którymś z nich na bal. Dziewczyna ciągle zastanawiała się nad tym, czy chce jej się iść na tą imprezę, ale wiedziała, że jeżeli pójdzie to sama.
            — To jakiś obłęd! — warknął Ron na dwa dni przed balem. — Tylko my zostaliśmy na lodzie… no, oprócz Neville’a.
            Znowu zasiedli w bibliotece. Tym razem nawet nie próbowali udawać, że się uczą. Usiedli po prostu w najbardziej oddalonym kącie i rozmawiali spokojnie. Tego dnia dołączyła do nich również Ginny, siostra Rona, która podkochiwała się w Potterze od… no zawsze. Tylko, że on tego nie zauważał. Rozprawiali właśnie o niesamowitym akcie odwagi ze strony Longbottoma, który postanowił zaprosić Hermionę na bal, ale ona mu odmówiła. Podobno wykręciła  się tym, że już z kimś idzie.
            — Po prostu nie chciała iść z Neville’em. No bo kto by chciał? — odezwał się Ron.
            — Przestań! — oburzyła się Ginny. — Nie wyśmiewaj się…
            — Sue ostatnio opowiadała mi, że widziała Granger na błoniach, kiedy rozmawiała z Krumem — odezwała się Leila, uderzając paznokciami o blat stołu. — Jest święcie przekonana, że to on ją zaprosił.
            — Nie wierzę! — stwierdził Weasley i w tym momencie tuż za nim pojawiła się Hermiona.
            — Dlaczego nie było was na kolacji?
            — Oboje właśnie dostali kosza od dziewczyn, które chcieli zaprosić — wypaliła Ginny, a na twarzy Hermiony pojawiła się satysfakcja.
            — Co, Ron, wszystkie laski już zajęte?
            — Hermiono, przecież TY jesteś dziewczyną! — wykrzyknął, jakby odkrył coś na miarę kamienia filozoficznego, a Leila parsknęła niepohamowanym śmiechem. Tym stwierdzeniem wygrał wszystko.
            — Och, ale jesteś bystry — odpowiedziała jadowicie Granger.
            — Mam dość — stwierdziła Black, nadal się śmiejąc. — Nie chcę patrzeć, jak dalej się pogrążasz, Ron… Zmywam się!
            Uśmiechnęła się jeszcze do Pottera, który kiwnął jej głową i wyszła. Była już nieopodal wejścia do wieży Ravenclawu, marząc jedynie o swoim łóżku, miała nadzieję, że Sue daruje jej kolejne sensacje na temat Nikołaja. Jednak nagle ktoś zastąpił jej drogę. Nie spodziewała się, że kogoś spotka, tym bardziej kogoś takiego. Zderzyła się z samym Wiktorem Krumem! Chłopak górował nad nią tak, że musiała zadrzeć nos żeby spojrzeć na niego. Jego bystre oczy wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że Blackówna poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
            — Witaj — powiedział, mocno kalecząc angielski.
            — Mogę w czymś pomóc? — spytała zmęczonym tonem. Wolałaby znaleźć się teraz w swoim dormitorium.
            — Widziałem cię w bibliotece — stwierdził i wykrzywił twarz, co miało chyba oznaczać uśmiech.
            — Zauważyłam — mruknęła, krzyżując ręce na piersi i przystępując z nogi na nogę. — Nie było to trudne.
            — Nu, i jak pomyślałem, że może masz ochotę pójść na bal ze mną.
            — Słucham? — zdziwiła się, otwierając szeroko oczy. To było ogromne zaskoczenie. Wydawało jej się, że zaprosił Hermionę, znaczy nie jej, a Sue, ale dziewczyna zawsze miała rację w takich sprawach i Leila jej uwierzyła. Myślała, że Krum dla Granger pojawiał się w bibliotece, a on teraz próbował jej powiedzieć, że robił to dla niej…
            — Nu, pytam czy chcesz pójść na tańce? — powtórzył Bułgar, a Leila zamrugała kilkakrotnie.
            — Myślałam, że zaprosiłeś Hermionę…
            — Rozmawiałem z  Hermi-ją-niną, bo widziałem, że spędzacie razem dużo czasu — wyjaśnił Krum, znowu się uśmiechając. Leila westchnęła, czy on myśli, że Granger jest jej psiapsiółką? Och, nawet nie wie, w jakim jest błędzie. Ciekawe czy Gryfonka napaliła się na wizję pójścia na bal z najsłynniejszych szukającym i jak zareagowała na to, kiedy Krum spytał ją o Leilę? — To jak, Lei-jla, chcesz iść ze mną na bal?

            — Leila — jęknęła rozgoryczona, czując, że jemu nie będzie tak łatwo odmówić. 


Kochani, oto pierwsza część dziesięcio-rozdziałowego opowiadania pt.: Wierna. Zbetowała go oczywiście cudowna Atria Adara, która wspierała mnie bardzo podczas pisania. Dziękuję Ci, Kochana! Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Muszę zaznaczyć, że pojawia się sporo fragmentów z książek Rowling - tutaj akurat z Czary Ognia i Więźnia Azkabanu. Czasami jedynie się wzorowałam, czasami osadzałam swoją postać w danej sytuacji, a czasami zmieniałam prawię wszystko. Tak tylko mówię, żeby nie było... 
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Dodając ten rozdział kończę bardzo pracowity wrzesień. W niedziele pojawi się podsumowanie, a na początku przyszłego tygodnia planer na październik. 
To tyle na dzisiaj. Życzę miłego piątku! 

4 komentarze:

  1. Jakie to długie... Ale to dobrze. Im dłużej, tym lepiej.
    Postać Leili jest naprawdę ciekawa (swoją drogą duży plus za wzięcie tak rzadkiego i ładnego imienia) i świetnie wplotłaś ją w kanon. Podejrzewam, że to, kim jest Leila i skąd pochodzi, wyjaśni się dopiero w ostatnim rozdziale. Mam rację, czy nas zaskoczysz?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj długie, długie... I kolejne rozdziały "Wiernej" będą równie długie. Cieszę się, że Ci się podoba! Kim jest Leila, okaże się pod koniec opowiadania, może nie w ostatnim rozdziale, ale na pewno pod koniec :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Świetnie napisane, naprawdę jestem pod wrażeniem, co do przedstawienia Leili, uważam że bardzo dobrze ją wykreowałaś. Te wypowiedzi, gesty...wszystko się zgadza :D Jedyne czego brakuje w tym rozdziale to przystojny Wiktor Krum hahah :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba Ci się kreacja Leili! Bardzo mi na tym zależało :) Więcej Wiktora będzie w kolejnej części, bez obaw :)
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy