23.10.2021

Wspomnienie - Fremione

 Hermiona Granger zapuszczała się coraz dalej w głąb Zakazanego Lasu, nie zwracając uwagi na późną porę i mroczną aurę tego miejsca. Wysoka trawa łaskotała jej łydki, a wiatr rozwiewał długie, brązowe włosy. Leśne odgłosy nadawały temu miejscu aurę tajemnicy, która zawsze przyciągała ciekawskich by zgubili się w bezkresie ciemnego boru. Młoda kobieta doszła do swojego celu — pięknej polany porośniętej soczyście zieloną trawą i stokrotkami. Wiatr wzmógł się, przyprawiając ją o gęsią skórkę, jakby próbował powstrzymać jej kolejny krok. Sięgnęła do kieszeni po przedmiot, który w ostatnim momencie pozwalał jej przeżyć każdy kolejny dzień. 

— Spodziewasz się kogoś? — dobiegł ją dobrze znany głos. Odwróciła się i spojrzała na przystojnego młodego mężczyznę. Jego przydługie rude włosy opadały delikatnie na blade czoło, wpadając do pięknych brązowych oczu, które idealnie komponowały się z licznymi piegami. Na jego twarzy gościł łobuzerski uśmiech, a w spojrzeniu można było dostrzec nieopuszczającą go radość. 

— Tak, pewnego dowcipnisia — odpowiedziała, uśmiechając się radośnie. 

— Fred Weasley. Jestem do twoich usług! — zawołał wesoło, kłaniając się szarmancko. Hermiona roześmiała się wesoło i podeszła bliżej niego. 

— Tęskniłam za tobą — powiedziała z czułością w głosie, zbliżając się coraz bardziej.

— Nie powinnaś tego robić, Hermiono — spoważniał nagle, chociaż na jego twarzy wciąż gościł uśmiech. 

— Dlaczego? — spytała smutno, patrząc w jego piękne oczy, w których zawsze gościła iskierka radości

— Przecież wiesz — odpowiedział. — Ty wszystko wiesz. 

— Ale nie wszystko rozumiem…

***

Koniec sierpnia zbliżał się nieuchronnie, a jednak noce nadal były ciepłe i przyjemne. Hermiona od zawsze lubiła spędzać nocny czas przy ciekawej książce i kubku herbaty, patrząc w gwieździste niebo. Od swojego zwyczaju nie odstępowała nawet podczas pobytu w Norze. Zwłaszcza, że noc była jedynym spokojnym momentem w tym domu. W ciągu dnia panował tam okropny harmider. Gryfonka z westchnieniem zamknęła grubą księgę, uprzednio zaznaczając, na której stronie skończyła. 

To świetna książka! usłyszała nagle i podskoczyła na fotelu. Nad nią pochylał się Fred i zaglądał przez jej ramię. 

Naprawdę? zdziwiła się Hermiona, spoglądając na niego dziwnie. Nie zaskoczył jej fakt, że ta książka jest świetna, ale to, że jeden z bliźniaków w ogóle ją kojarzy. 

Tak, najlepiej nadaje się na przycisk do papieru –stwierdził z powagą. Albo do bicia ghula po głowie. 

— Wiedziałam, że nie możesz być poważny westchnęła Hermiona, odkładając książkę na bok. 

Naprawdę ją czytałem stwierdził natychmiast, siadając obok. Ma kilka naprawdę dobrych momentów, chociaż nie we wszystkim zgadzam się z autorem.

Na przykład? spytała Hermiona, szczerze wątpiąc w to, co mówił. 

Jest banalna w wielu kwestiach. Przekonanie, że każdy człowiek, marząc o szczęściu, tak naprawdę  dąży do rozpaczy, jest moim zdaniem głupie. 

Może i nie należy do najmądrzejszych, ale z pewnością jest prawdziwe stwierdziła dziewczyna. Taka jest rzeczywistość.

I ty się z tym zgadzasz, Hermiono? 

To jedynie punkt wyjścia do dalszego działania i stworzenia własnej filozofii życiowej przyznała. Naprawdę to czytałeś. 

Nie jestem taki głupi jak Ron.

Wcale tak nie myślałam zaperzyła natychmiast, a Fred zaczął się śmiać. Hermiona nagle zrozumiał sens swoich słów i od razu zmieniła temat. Naprawdę nie macie zamiaru wrócić do szkoły?

Otworzyliśmy z Georgem biznes i póki co tego się trzymajmy.

Pusto będzie bez was… przyznała całkowicie szczerze Hermiona. Prawdą było, że bliźniacy często irytowali ją swoim zachowanie, ale polubiła te ciągłe sprzeczki między nimi, które były co prawda bezcelowe, ale jednocześnie inteligentne. Poza tym doceniała geniusz bliźniaków. 

Czy pani prefekt właśnie powiedziała, że będzie za mną tęsknić? — zapytał, poruszając sugestywnie brwiami. Bez obaw, Hermiono, większość uczniów będzie się zaopatrywać w naszym sklepie, więc to tak jakbym był w Hogwarcie. 

To miało być pocieszenie?

Jesteś na mnie skazana, Hermiono.

***

Wszyscy zebrani w Norze uczcili pamięć Moody’ego, a potem każdy zamknął się na chwilę w swoim świecie. Jednak Hermiona nie potrafiła zaszyć się w pokoju. Potrzebowała poczuć czyjąś obecność, wiedzieć, że nie jest w tym wszystkim sama. 

— Nie jest ci zimno? — spytał nagle znajomy głos i ktoś okrył ją kocem, a następnie wręczył do ręki kubek herbaty. 

To był Fred. Przysiadł obok niej i uśmiechnął się blado, ale i tak ten gest podniósł ją na duchu. Hermiona upiła łyk gorącego naparu i od razu poczuła się lepiej.

— Jak się ma George? — spytała, wiedząc, że to właśnie drugi bliźniak zaprząta myśli Freda.

— Lepiej. Właśnie zasnął — odpowiedział Weasley i spojrzał w niebo. 

— To dobrze, powinien odpoczywać. 

— Nie wyobrażam sobie, że mógłby zginąć — westchnął nagle i przetarł dłonią zmęczoną twarz. — To mógł być każdy z nas i akurat musiało paść na niego.

— Ja nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybyś to ty był na jego miejscu — stwierdziła, niewiele myśląc i od razu ugryzła się w język. Prawdą było, że od dłuższego czasu coraz częściej myślała o Fredzie, ale bała się do tego przyznać sama przed sobą. Weasley chyba nie usłyszał jej komentarza albo grzecznie go zignorował, bo nadal siedział, patrząc w gwiazdy. 

— Do tego jeszcze śmierć Moody’ego — mruknął rudowłosy. — Był starym prykiem bez poczucia humoru, ale z pewnością nie zasłużył na taką śmierć. 

— Całkowicie poświęcił się wojnie — zauważyła Hermiona, przypominając sobie starego aurora. — Nie myślał, że zginie. Ciekawe ilu rzeczy nie zdążył zrobić albo powiedzieć. 

— To prawda. Czasami człowiek zapomina, jak krótkie jest życie. — Fred dyskretnie wsunął się pod koc, przybliżając się do Hermiony. — Wyobraź sobie, że jutro zginę…

— Nawet tak nie mów, Fred! — przerwała mu natychmiast, łapiąc go za rękę, a chłopak uśmiechnął się pod nosem. 

— Mówimy czysto hipotetycznie — uspokoił ją, gładząc delikatnie palcem wierzch jej dłoni. — Wyobraź sobie, że jutro zginę. Mając jedynie osiemnaście lat. Zostawiając rodzinę, przyjaciół, sklep. I co najgorsze, nie mówiąc najpiękniejszej, najmądrzejszej dziewczynie, że się w niej zakochałem. Wiesz, co by to oznaczało? Że moje życie nie było szczęśliwe.

— W takim razie powinieneś jak najszybciej jej o tym powiedzieć — zauważyła Granger, czując, jak igiełka zazdrości wbija się w jej serce.

— Tak myślisz? — dopytywał Fred, unosząc brwi.

— Jeżeli to sprawi, że będziesz szczęśliwy…

— A co jeżeli mnie odrzuci? 

— Tego nigdy nie możesz być pewny — westchnęła smutno. — Ale jeżeli faktycznie jest taka mądra, to nie zrobi czegoś tak głupiego. 

W tym momencie Fred chwycił mocniej jej rękę, sprawiając, że spojrzała mu prosto w oczy. Delikatnie przyłożył dłoń do jej zmarzniętego policzka, przyciągając ją bliżej siebie. Serce Hermiony zatrzymało się na chwilę, by potem mogło zacząć bić w zatrważającym tempie. Nigdy nie dopuściła do siebie myśli, że może znaleźć się w takiej sytuacji z Fredem, chociaż teraz wiedziała, że podświadomie tego pragnęła. Chłopak nachylił się do niej tak, że mogła czuć jego ciepły oddech na swoim policzku.

— Nie chcę niczego żałować i jeżeli któregoś dnia przyjdzie mi zginąć, chcę być pewien, że o tym wiesz — mówił szczerze, a jego głos sprawiał, że na ciele Granger pojawiła się gęsia skórka. — Kocham cię, Hermiono. 

***

Wesele trwało w najlepsze, goście tańczyli, pili i bawili się, zapominając o trwającej dookoła wojnie. Nikt nie zauważył tego, że z tłumu weselnej gawiedzi zniknęła jedna para. 

— Nie podoba mi się to, jak Krum na ciebie patrzy — mruknął Fred, zaciągając Hermionę za szopę, w której przechowywali swoje miotły. Przed chwilą rudowłosy mężczyzna odciągnął dziewczynę od gwiazdora quidditcha i od razu zabrał ją w bardziej ustronne miejsce. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. 

— Jesteś zazdrosny?

— Szalenie zazdrosny! — stwierdził natychmiast Fred i wpił się w słodkie usta ukochanej. 

Od nocy, kiedy Harry zawitał do Nory, Fred i Hermiona byli razem. Nikt jeszcze o tym nie wiedział, para nie miała pojęcia w jaki sposób poinformować o tym innych. Z początku uznali, że taka informacja byłaby niestosowna. Śmierć Moody’ego, kalectwo George’a — atmosfera nie sprzyjała radosnym nowinom. Później wszyscy zaangażowali się w organizację wesela i Hermiona uznała, że nie mogą odbierać uwagi nowożeńcom. I w ten sposób nadal kryli się ze swoją miłością. 

— Musimy im powiedzieć — zdecydowała nagle Granger, gdy tylko oderwali się od siebie. — Nie możemy ich oszukiwać, powinni wiedzieć.

— Zgadzam się — odparł bez zastanowienia. — Jutro z samego rana im powiemy. 

Na dźwięk tych słów Hermiona uśmiechnęła się. Kiedy już wszyscy będą wiedzieć, ich związek stanie się realny i dziewczyna otrząśnie się z wrażenia, że wszystko to jest pięknym snem. Usiedli na trawie i wtulili się w siebie. Nikt nigdy nie przypuszczał, że tą dwójkę może połączyć tak silne uczucie. Przecież byli swoimi przeciwieństwami. A jednak Fred nie wyobrażał sobie życia bez Hermiony. Dla niego była całym światem. Jednak miał wrażenie, że niedługo coś ich rozdzieli i wiedział, że jego ukochana również z tego zdaje sobie sprawę.

— Planujesz coś, prawda? — spytał, chłonąc jej obecność. Hermiona poruszyła się niespokojnie. — Proszę, odpowiedz. 

— Wydaje mi się, że niedługo wyruszymy na poszukiwania. 

— My? Poszukiwania czego?

— Ja, Harry i Ron — odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy. — Ale nie mogę powiedzieć czego będziemy szukać. 

— Nie ufasz mi? — Fred odsunął się odrobinę, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.

— To nie tak — zaprzeczyła natychmiast. — Dumbledore powierzył nam tą misję. 

Fred miał już coś powiedzieć, jednak zamilkł. Jeżeli dyrektor zlecił im zadanie, to musiał wiedzieć, co robił i było to konieczne. Jednak rudowłosy nie wyobrażał sobie rozłąki z ukochaną. 

— Idę z wami! 

— Nie możesz! Musisz zostać i pilnować, żeby nic się tu nie stało.

— Dlaczego nie chcesz, żebym był z tobą? — Fred zerwał się na równe nogi i spojrzał groźnie na dziewczynę. Jednak natychmiast złagodniał na widok jej pięknych, czekoladowych oczu. — Chcę tylko, żebyś była bezpieczna. 

— Wiem, Freddie — powiedziała łagodnie, wstając i gładząc go po policzku. — Obiecuję, że będę ostrożna i wrócę najszybciej jak się da.

— A wtedy już nigdy nie pozwolę ci odejść — stwierdził stanowczo, przyciągając ją do siebie. 

— Na to właśnie liczę. 

***

Hermiona po raz kolejny przysłuchiwała się audycji Potterwarty, siedząc samotnie w namiocie przy radiu. Harry znowu gdzieś zniknął, nie mówiąc dokąd idzie, a Ron nie dawał znaku życia już od kilku dni. Granger czuła się opuszczona i samotna. Jedynym lekarstwem dla niej był dźwięk głosu Freda, a raczej Gladiusa. Dawał jej nadzieję, jego żarty w tak trudnym czasie, były jedyną rzeczą, która mogła wywołać uśmiech na jej twarzy. Tak bardzo pragnęła być teraz przy nim, przytulić go, przeczesać dłonią jego rudą czuprynę i policzyć wszystkie piegi na jego twarzy. 

— To na tyle w dzisiejszej audycji — przemówił głos Freda. — A teraz wszyscy wracajcie do domów, bądźcie ostrożni i pamiętajcie, że niektórzy z waszych bliskich mają obietnice do spełnienia. 

Hermiona wiedziała, że te słowa są skierowane do niej. Zawsze Fred przemycał jakieś informacje dla niej, jakby wiedział, że go słucha. Tą obietnicą, o której mówił, było ujawnienie ich związku. Mieli to zrobić dzień po weselu Billa i Fleur, jednak atak śmierciożerców skutecznie im to uniemożliwił. Nie zdążyli się nawet pożegnać. Hermiona wiedziała, że musi do niego wrócić. Był miłością jej życia. 

***

Zamek stanął w ogniu walki. Hermiona wiedziała, że to ostateczna bitwa i wszystko od niej zależy. Harry musiał pokonać Voldemorta, a wtedy będzie już dobrze. Granger będzie mogła być z Fredem i nie będą musieli się bać o swoją przyszłość. Wspólną przyszłość. 

Nagle dostrzegła wśród tłumu walczących rudą czuprynę. Nie zważając na nic, pobiegła w tamtym kierunku. Widziała, jak Fred za pomocą jednego ruchu różdżką powala na ziemię śmierciożerce. Nie zorientowała się nawet, że wykrzykuje jego imię. Weasley spojrzał w jej stronę i przygarnął do siebie, zamykając ją w tęsknym uścisku. Wszystko dookoła, otaczająca ich wojna przestało istnieć. Byli tylko oni. Fred i Hermiona. 

— Bałam się, że już cię nie zobaczę — wyjąkała Hermiona, a Fred ucałował ją czule w skroń, próbując odpędzić od niej wszystkie troski. 

— Jeszcze chwila, kochanie — wyszeptał cicho, a ona przytuliła go mocniej. — Zaraz to wszystko się skończy.

— Obiecaj mi, że nie będziesz zgrywał bohatera i oboje przeżyjemy tą bitwę — poprosiła Granger, a chłopak zaśmiał się radośnie. Jego śmiech wypełnił korytarz na przekór odgłosom walki. 

— Powiedziała ta, która zawsze robi z siebie bohaterkę. 

Nagle z tłumu wybiegli Ron i Harry. Spojrzeli zdziwieni na parę, Ron wydawał się nawet odrobinę zdenerwowany ich widokiem. 

— Hermiono, potrzebujemy cię! — zawołał Potter i pociągnął za sobą Rona. 

— Biegnij, niedługo się spotkamy — powiedział Fred i pocałował ją w sposób, którego Hermiona z pewnością nigdy nie zapomni, a następnie popchnął delikatnie w stronę, gdzie zniknęli Harry i Ron. Dziewczyna odrobinę się ociągała, ale w końcu pobiegła do przyjaciół, ciągle czując na ustach pocałunek ukochanego. 

***

Zakazany Las nigdy nie był dla niej bardziej mrocznym i okrutnym miejscem niż w tej chwili. Spoglądała na swojego ukochanego, nie mogąc się do niego zbliżyć, przytulić, pocałować, mimo że był na wyciągnięcie ręki. 

— Nie powinno tak być… — stwierdził Fred.

— Tutaj muszę przyznać ci rację — odparła Hermiona, otulając się własnymi rękoma. — Nie powinno…

— Zbyt często tutaj przychodzisz — zauważył, ale w jego głosie nie słyszała pretensji, a jedynie smutek. 

— Potrzebuję tego — wyszeptała. — Potrzebuję ciebie. 

— To już rok, Hermiono. Nie możesz tak dłużej żyć.

— Nie potrafię inaczej… 

— To, co trzymasz w ręce, jest kłamstwem… Zwykłą iluzją — powiedział, zbliżając się do niej i wskazując na jej zaciśniętą dłoń. — To nie jest prawdziwe życie.

— Jeżeli prawdziwe życie ma tak wyglądać, to go nie chcę! — powiedziała ze złością, a on uśmiechnął się jakby rozbawiony jej reakcją. 

— Nie mów tak — stwierdził spokojnie. — Powinnaś żyć i cieszyć się każdym dniem.

— Jestem szczęśliwa, kiedy jestem z tobą — powiedziała, przywołując na twarz uśmiech. 

— Byłaś szczęśliwa i ja także byłem, ale nie można zatrzymać życia w jednym momencie. Ono ciągle trwa i trzeba iść razem z nim naprzód, nawet jeżeli czasami trzeba coś lub kogoś zostawić w przeszłości — mówił, patrząc jej głęboko w oczy i hipnotyzując swoim wzrokiem. — Harry nie bez powodu zostawił to tutaj. Jestem tylko wspomnieniem, Hermiono. Nasze spotkania, rozmowy, wspólnie spędzony przez ten czas nie były do końca prawdziwe. 

— Dla mnie były…

— Pragniesz, żeby takie były, ale nie są. Tak samo jak ja… — uśmiechnął się smutno. — Wspomnienia powinny być zachowane w sercu i dawać nam siłę na przyszłość.

— Tylko dzięki naszym spotkaniom jestem w stanie funkcjonować — zaprotestowała. Nie rozumiała, nie chciała zrozumieć tego, co mówił do niej Fred. Niczego już nie tłumaczyła, niczego nie analizowała, po prostu nie dopuszczała do siebie jego słów. 

— One cię niszczą, kochanie. Przychodzisz tu za każdym razem i odchodzisz ze łzami. Każda twoja wizyta jest rozdrapywaniem ran, którym nie dajesz się zabliźnić. To wszystko wywołuje jeszcze większy ból. I może jesteś szczęśliwa podczas naszych rozmów, ale później cierpisz jeszcze bardziej. A to boli również i mnie. 

— Co powinnam zrobić? — zapytała ze łzami w oczach. Fred zbliżył się do niej tak blisko jak tylko był w stanie.

— Pozwól mi odejść, Hermiono — wyszeptał czułym głosem, jakby prawił jej najpiękniejszy komplement. — I zacznij na nowo żyć. 

— Nie chcę cię stracić. 

— I nie stracisz, zawsze będę przy tobie — powiedział pewnym głosem i uśmiechnął się figlarnie. — Jesteś na mnie skazana, Hermiono. 

— Dobrze — odpowiedziała nagle zdziwiona swoim postanowieniem. — Ale pod jednym warunkiem. 

— Jakim? 

— Pocałuj mnie — poprosiła. — Po raz ostatni. 

Fred znów uśmiechnął się i pokręcił głową.

— Hermiono, to nie jest pożegnanie — wyjaśnił, patrząc jej w oczy. — Niedługo się spotkamy, zobaczysz. Po prostu ty masz przed sobą kolejną podróż, a ja będę tutaj na ciebie czekać. 

— Proszę… — błagała go, zlękniona tym co miało nadejść. 

Fred zaśmiał się po raz ostatni w sposób, w jaki tylko on potrafił to zrobić. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i zbliżył się do niej. Hermiona poczuła chłodne mrowienie na policzkach, a potem… W momencie, gdy jego usta miały dotknąć jej ust, wróciło wspomnienie ich wszystkich pocałunków. Począwszy od pierwszego w noc, gdy wyznali sobie miłość, skończywszy na tym pamiętnym pocałunku podczas bitwy. I wówczas Hermiona rozluźniła dłoń i upuściła trzymany przedmiot, a wszystko to nagle znikło. Jednak pojawiło się coś nowego, ciepło gdzieś w głębi jej serca natchnęło ją nową nadzieją, że jeszcze kiedyś się spotkają i będą prawdziwie szczęśliwi. 

Hermiona odwróciła się i ruszyła z powrotem w miejsce, z którego przyszła. Nie spojrzała już w miejsce, w którym upuściła kamień. 

Kamień, który w ostatnich miesiącach trzymał ją przy życiu. 

Kamień, który przyprawił jej tyle radości i bólu. 

Kamień, który wskrzesza jedynie wspomnienia…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy