Nie jestem idealna. Nikt nie jest. Ideałów nie ma i nigdy nie będzie.Ideały są nierealne. Perfekcja to fikcja.Perfekcjonista może być perfekcjonistą, ale perfekcji nigdy nie osiągnie.
Ile musiałam przejść, żeby to zrozumieć?
Witajcie!
Długo mnie tu nie było. Nie było mnie ani tu, ani na innych blogach. Tego nie da się ukryć i nie mam też zamiaru tego ukrywać. Ciężko jest pisać ten post, bo podchodzę do tej sprawy bardzo emocjonalnie. Ostatnio w ogóle jestem chodzącym wulkanem emocji, który co chwilę eksploduje.
Marzec był miesiącem z rocznikiem '60. Prace szły dość gładko, niestety miałyśmy spory poślizg w czasie i nie wyrobiłyśmy się z terminem publikacji rozdziału czwartego. Miałyśmy sporą część napisaną, ale brakowało nam czasu, żeby dokończyć pisanie. Mijałam się z Viv. I chociaż byłyśmy w stałym kontakcie, to ciężko było się zgadać, usiąść i na spokojnie coś stworzyć. Toczyłyśmy prawdziwą wojnę podjazdową z rozdziałem, kapryśną weną, czasem, nami samymi... Byłyśmy już blisko finiszu i miałyśmy spore szanse na skończenie rozdziału w pierwszym tygodniu kwietnia. Kiedy nagle jednego dnia Vivian nie odpisywała na moje wiadomości. Napisałam o tym na chacie. Następnego dnia Viv napisała mi, że nie była wstanie odpisać, bo była w szpitalu - złamała rękę (jakby tego było mało to była prawa ręka). Oczywiście rozumiałam to, czasami zdarzają się sytuację, na które nie mamy zupełnie wpływu. Powiedziałam, że sama dokończę rozdział i dodam go jak najszybciej, ale nie wiedziałam o tym, co się wydarzyło później.
Jestem chora, mój stan zdrowia jest kiepski, wyniki kurczowo trzymają się najniższych norm. Jestem zabiegana, natłok spraw, które się na siebie nakładają, obowiązki i ta przeklęta ambicja, która nie pozwala mi zwolnić... Przemęczenie, senność, osłabienie, sporadyczne omdlenia - towarzyszyły mi już od dłuższego czasu, ale ja to wszystko ignorowałam, bo przecież nie miałam czasu na takie bzdury. I oto doczekałam się efektów, efektów jak najbardziej negatywnych. Nie będę Was wtajemniczać w moje problemy zdrowotne. Było po prostu źle, beznadziejnie źle. Ale zamiast przejmować się swoim zdrowiem, myślałam tylko o tym, żeby skontaktować się z Viv i poinformować ją o sytuacji, postanowić co z rozdziałem, bo przecież czekacie.
Vivian wzięła na siebie dokończenie rozdziału. Spytałam się jej, jak chce to zrobić z jedną sprawną ręką i to w dodatku lewą? Powiedziała, że da radę, że rozdział pojawi się później, ale będzie i wszystko ułoży się dobrze. Chciałam jej pomóc, jak wrócę do domu, jak skończy się bieganie po lekarzach i emocje opadną. Ale Viv zabroniła mi. Napisała: "Musisz odpocząć i nie możesz się przejmować niczym. Masz przymusowy odwyk od blogowania i pisania, rozumiesz? Nie wchodzisz na bloggera przez jakiś miesiąc, a w domu robisz tylko to co musisz." Sprzeciwiałam się, sprzeciwiałam się długo, ale racjonalne argumenty Vivian zaczęły do mnie docierać. Bo co z tego, że w domu i w szkole stres i wszystko będzie ograniczone, jeżeli w internecie będę próbowała za wszelką cenę dotrzymać terminów i obietnic? Przystałam na przymusowy odwyk, uważając, że to rzecz niezbędna. Kwiecień miał być bez bloga. I tutaj, przyznaję, tkwi nasz błąd. Informowaniem na chacie o wszystkich terminach, zajmowałam się ja i Viv nie musiała się przejmować tym wszystkim. Jednak kiedy ja wypadłam z obrotów, a Vivian zajęta była pisaniem rozdziału lewą ręką, zapomniałyśmy o poinformowaniu Was.
Jak już napisałam, podchodzę do tego bardzo emocjonalnie, ogólnie jestem bardzo uczuciową osobą, która angażuje się aż do granic możliwości. Z kolei Vivian jest osobą bardzo energiczną, wybuchową, prawdziwą choleryczką, którą niekiedy trzeba poskromić.
Czekałam na informację o opublikowaniu rozdziału, a do tego dobijały mnie wyrzuty sumienia, że nie mogłam za bardzo przy tym pomóc. Zgodnie z obietnicą złożoną Vivian, byłam na odwyku - nie weszłam na żadnego bloga, nie skomentowałam żadnego wpisu, nie napisałam słowa. Odpoczywałam. I choć z jednej strony czułam się źle, to z drugiej bardzo mi to pomogło. Mogłam się podreperować, nazbierać siły.
Jakiś czas temu miałam kryzys. Chciałam wejść na bloga, zobaczyć co tu słychać. Ale nie złamałam obietnicy, nie weszłam na bloggera. Napisałam za to do Viv, żeby mi wszystko streściła. Dostałam wiadomość o treści: "Nie wchodź na bloga. Proszę." Nie wiedziałam o co chodzi, kolejna wiadomość od Vivian mówiła, że nie mogę się stresować i że rozdział pojawi się następnego dnia. Oczywiście zestresowałam się bardziej, bo tak to działa. Bałam się. O co chodziło, nie wiedziałam... Czekałam do następnego dnia i wieczorem ponownie napisałam do Vivian, o której publikuje. Odpisała mi: "Nie wiem czy powinnyśmy to robić."
Moje zdziwienie na widok tych słów było ogromne. Jak to nie powinnyśmy tego robić? Szybko posklejałam fakty i wiedziałam, że to na pewno ma coś wspólnego z wcześniejszą wiadomością. Byłam pewna, że coś się stało, że jest coś nie tak. Ale Viv ciągle przypominała mi o tym odwyku i o tym, że został mi jedynie tydzień i poczeka z publikacją na mnie. Zgodziłam się na to. Viv dodała jeszcze, że napisze coś od siebie, ale błagałam ją o to, żeby się powstrzymała. Znam ją i wiem, że czasami może powiedzieć/napisać za dużo, gdy jest pod wpływem emocji. Dziwiłam jej się, bo co mogło ją tak wyprowadzić z równowagi?
I w końcu nastał maj. Wczoraj weszłam na bloga, nie tylko swojego, weszłam na wszystkie blogi i cóż... To co zobaczyłam złamało mi serce i odebrało wszelkie siły.
Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z Sectumsemprą (teraz znaną jako Kaczorek Memorek). Miałam jej betować rozdziały i robiłam dla niej szablon. Współpraca była ciężka. Nie chodzi tu oczywiście o nią. Długo nie mogłyśmy się zgadać. Wchodziła tu w grę zmiana maila przez Kaczorka, gdzie nie wiedziałam, na którego z nich mam pisać, raz dostawałam wiadomość z jednego, raz z drugiego. Nie jest to nic złego, ale utrudnia pracę. Był też problem z przesłaniem mi materiałów, a także dłuższe przerwy między wymianą wiadomości. Nie będę kryć, nie byłam terminowa. Wiadomość ze wszystkim dostałam 29 lutego, odpisałam na nią 1 marca, że trzy dni zajmie mi poprawienie rozdziału. Niestety nie wyrobiłam się i 6 marca odpisałam, że się nie wyrobiłam i wyślę jej to w przyszłym tygodniu. Dzień za dniem leciał, a ja znowu nie dotrzymałam terminu - nie ukrywam w tym momencie wina leżała po mojej stronie. W międzyczasie Kaczorek dodała rozdział, który był nie poprawiony. 25 marca wysłałam poprawiony rozdział z przeprosinami i wyjaśnieniami, obiecałam również, że szablon (który był prawie gotowy) prześlę w najbliższy poniedziałek. Kaczorek odpisała mi następnego dnia, że nie ma sprawy i wszystko jest w porządku. Po świętach przesłałam jej również wiadomość z szablonem i prośbą, że jeżeli nie wie, jak zainstalować plik na bloggerze, to ma śmiało pisać, a ja chętnie jej odpowiem.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego tą sytuację opisałam. A dlatego, że wczoraj Kaczorek opublikowała na swoim blogu rozdział siódmy (z czego osobiście się bardzo cieszę, bo przez chwilę myślałam, że przestanie pisać). I nic złego nie ma w tym, że opublikowała, to się bardzo chwali, ale została tam również zamieszczona informacja dotycząca mnie. Przeprosiła w niej, że długo nic nie dodawała i że ją wystawiłam.
Kiedy to przeczytałam, poczułam ukłucie w sercu.
Sprawdziłam poprzedni rozdział, który nie został aktualizowany po tym, jak przesłałam jej poprawioną wersję. Przeryłam swojego maila w poszukiwaniu wiadomości od niej z rozdziałem siódmym albo jakąkolwiek inną wiadomością, ale nic nie było.
I w tej samej notatce przeczytałam, że napisanie informacji, że nie ma się czasu zajmuje kilka sekund. Prawda, ale to ja czekałam na odpowiedź zwrotną.
Nie piszę tego wszystkiego, żeby jakoś skrzywdzić Kaczorka, bo nie o to chodzi. Chcę, żebyście wiedzieli o co chodzi, że chociaż byłam nieterminowa, to miałam kontakt z tą dziewczyną i że umówione sprawy z nią zakończyłam i chyba mam prawo czuć się odrobinę skrzywdzona. Bo kiedy ja nie miałam odzewu od niej, to pisałam i pytałam się czy wszystko dostała, czy materiały, które od niej dostałam to na pewno wszystko, czy podane przez nią wcześniej informacje są nadal aktualne i tylko ten jeden raz czekałam biernie na informację zwrotną od niej. I mam nadzieję, że ta sprawa się wyjaśni, bo oczywiście biorę pod uwagę fakt, że wiadomość mogła do niej nie dotrzeć i może wina nie leży tu po niczyjej stronie, a jest to jedynie złośliwość rzeczy martwych.
Postanowiłyśmy też usunąć chatbox na wszystkich blogach.
A co do ogólnej sytuacji i zarzutów, że Was olałyśmy to... Nie ukrywam, są pewne niedopatrzenia z naszej strony i nie mamy zamiaru temu zaprzeczać. Powinnyśmy napisać o opóźnieniu. To było nasze zadanie, które pominęłyśmy zupełnie nieświadomie. Ale...
Kochani, każda osoba, która publikuje coś w internecie, nie dzieli się z Wami zdjęciem, tekstem czy czymś podobnym. Dzieli się cząstką siebie - swoją wyobraźnią, wrażliwością, czasem, spojrzeniem na świat, daje Wam siebie. I cud internetu tkwi właśnie w tym dawaniu. Bo choć się nie znamy, możemy dzielić się czymś niemożliwym, fantastycznym. Tworzymy swoją małą społeczność. Cieszę się, kiedy czytacie to co napisałam, kiedy to komentujecie, kiedy na to czekacie, ale zaczynam panikować (Vivian w takich momentach zaczyna się wściekać) kiedy czuję presję z Waszej strony. Nie odbierzcie tego źle, błagam nie o to mi chodzi! Blogowanie, pisanie było moją pasją, zajęciem, które napawało mnie radością i przez długi czas nie widziałam mrocznej strony tego hobby. Będę pisać, będę publikować, będę stawiać sobie wyzwania, będę zaspakajać swoją ambicję, będę tutaj, ale pamiętajcie o jednym... Nie będę tutaj zawsze, nie zawszę będę dla Was, nie zawsze będę tu dla samej siebie... Tak naprawdę się nie znamy i nie poznamy się pewnie nigdy. Nasza blogowa znajomość jest znajomością internetową - znajomością jednocześnie realną i nierealną. Nigdy nie wiemy co, tak naprawdę dzieję się po drugiej stronie monitora. Zdrowotnie wychodzę na prostą, ale co gdyby tak nie było? Kochani, mogłabym (ba! nawet mogę, nigdy nic nie wiadomo) jednego dnia zniknąć i to nie tylko z blogsfery, ale także ze świata! A Wy nawet byście nie byli tego świadomi... Czy wtedy też napisalibyście "olała nas", "wystawiła mnie" ? Dostrzegam swoje błędy, ale spoglądam na to w sposób racjonalny i wiem, że mojej winy nie było tu aż tak wiele. Bo sytuacje niezależne ode mnie, od Vivian, od Was zadecydowały o tym jak to się potoczyło.
Wszystko co tu napisałam, nie ma na celu kogoś obrazić. Chciałam tylko wyjaśnić wszystkie sprawy, żebyście zrozumieli, że czasami trzeba zniknąć, czasami jest się do tego zmuszonym, czasami można zniknąć na zawsze i nie poinformować o tym świata.
Pozdrawiam
Morcia, sprawa pierwsza: weź kobieto głęboki oddech i wyluzuj. Presja okropna rzecz, wiem, ale najgorsze, co można robić w takich sytuacjach, to ją sobie psychicznie powiększać. Odwyk popieram, brak informacji do zniesienia (bo przecież każdemu z nas się zdarza rozminąć!).
OdpowiedzUsuńKaczorkiem się też nie przejmuj. Lepiej napisz jej suchego, chłodnego maila, opisz sytuację i poproś, żeby ustaliła jednego maila. Albo zostaw dziewczynę (dziewczynę, tak?), bo praca z ludźmi, którzy odstawiają takie akcje, źle działa na ciśnienie, nerwy i radość życia.
Dopiero co wysiadłam z samochodu po całodziennym powrocie z Kazimierza Dolnego, więc mam wrażenie, że mój komentarz jest cokolwiek nieskładny. A skoro już taki jest, to dodam nieskładne zakończenie:
CZY TY KOBIETO OSZALAŁAŚ, ŻEBY W TAKIM STANIE FIZYCZNYM KATOWAĆ SIĘ JESZCZE ROZCHWIANIEM EMOCJONALNYM?! HERBATA, DO ŁÓŻKA I SPAĆ!
Miłego wieczoru życzę i pozdrawiam
Atria Adara
Zgadzam się z Atrią. Wyluzuj i zajmij się swoim zdrowiem. Ono jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńTen post bardzo mnie uspokoił. Kiedy początkowo nie dodawałyście z Vivian rozdziałów trochę się denerwowałam, ale, prawdę mówiąc, wtedy denerwowałam się wszystkim. Stres przedmaturalny udzielał mi się na wszystko. Jeżeli przez to w którymś komentarzu potraktowałam Cię niesprawiedliwie, przepraszam. Jednak mówię - nerwy były na początku. Potem zaczęłam się po prostu o Was martwić. Czy wszystko w porządku? Czy nie rzuciłyście pisania? Czy nie zachorowałyście? Wiem, że problemy zdrowotne to sytuacje czysto losowe i nie mamy na nie żadnego wpływu (np. mój kuzyn złamał sobie dzisiaj rękę wychodząc ze szkolnej toalety).
Współpracą (jeżeli można to tak nazwać) z Kaczorkiem się nie przejmuj. Niektórzy już tak mają i dla własnego dobra lepiej nie angażować się emocjonalnie. Dla własnego dobra.
I jeszcze, na koniec, odniosę się do tego, co napisałaś w ramce z boku. Moim skromnym zdaniem ten szablon jest śliczny, radosny i wiosenny. Nie musisz go zmieniać.
Pozdrawiam
Mora! Nie przejmuj się tym wszystkim! Naprawdę rozumiemy, że nie na wszystko macie wpływ. Jeśli odczułaś presję z mojej strony, to się tym nie przejmuj, bo sama mam problem z dotrzymaniem jakiegoś terminu (może nie koniecznie na blogu, ale jednak). Powinnaś podziękować Viv za mądrą radę o odwyku, zdrowie jest bardzo ważne! Przepraszam, że pisze dopiero teraz, ale zbliża się koniec roku szkolnego i mam mały sajgon. Dopiero odkryłam tego posta. Blog poczeka aż wyzdrowiejesz. Nie rób niczego na przekór zdrowiu. Jeśli twoi czytelnicy są prawdziwymi fanami, to poczekają, a jeśli nie to niech spadają. Nikt nie pojechał do Jo Rowling, kiedy pisała swoje książki, żeby się pośpieszyła z następną częścią. Wszyscy wiernie czekali. (No, może byłam jeszcze mała i nie interesowałam się tą serią, ale jednak tak było xD) Pamiętaj! Wierni fani zostaną, poczekają aż wyzdrowiejesz (i jak Viv spowrotem zrośnie się kość)!
OdpowiedzUsuńKieruję też słowa do Viv. To bardzo ładnie z twojej strony, że chciałaś się poświęcić i pisać lewą ręką, dziękujemy
:*
Całuję i życzę zdrowia Wam obydwóm! ;)